Wiadomość od siostry Krzyśka o kłótni kochanków dostałam w tamten wtorek. Tego samego dnia pan K. dodał na kilka godzin pinezkę na sercu z danymi ukochanej i komentarzem "koteczek mój :*:*:*",w środę napisał słodki tekst pod jej zdjęciem, wysłał różę, w piątek jego miłość usunęła opis z nim związany, a w niedzielę ktoś kogoś usunął z listy znajomych. Wydaje się, że mimo gęstej atmosfery i kłótni, Krzyś za wszelką cenę chciał pokazać, że jest dobrze. Na siłę demonstrował miłość, pokazując, że wszystko jest OK, choć widocznie nie było! Upór jak u osła... Dobra mina do złej gry - jak on się na coś zdecyduje to nie popuści. Ale jednak, mija tydzień, a oni nie wysłali sobie ponownie zaproszeń. Hmm ciekawa jestem co się stało, że dała mu kosza. Krzyś już nie przesiaduje w pizzerii na mojej ulicy, nie widuję jego samochodu wieczorami. Za to cały ten tydzień notorycznie, każdego wieczora do późnej nocy - siedzi na necie. Na gg ma opis "....", a na nk dodaje samych facetów. Czyżby zaprzestał poszukiwań kolejnej zdobyczy ? Czy to wynik zranionego przez D. serca ? Załamka po porzuceniu ? Czy nadzieja, że jeszcze będą razem ? A może limit się wyczerpał i chłopak wpadł w doła, bo nic mu nie wychodzi ?
Ja tylko chciałam, by po naszym rozstaniu usiadł na tyłku choć na parę dni. Pomyślałabym wtedy, że też musi dojść do siebie, po tych 9 wspólnych miesiącach. Ale nie. On natychmiast zaczął działać, podrywać, umawiać się i publicznie obsypywać komplementami swoją 'ofiarę' na nk. A teraz ? Po 3tygodniowym związku ma doła przez rozstanie ? Przecież tak kochał... Biedactwo. Jest sprawiedliwość na tym świecie. Totalnie mnie zrównał z ziemią, to dlaczego miałby być teraz szczęśliwy ? Wysłana energia wraca do nas ze zdwojoną siłą. Ciekawe kiedy to zrozumie.
Jakieś tam incydenty z Krzyśkiem związane dalej dzieją się, ale już bardziej w tle... Nie zaprzątają mi głowy od rana no wieczora, nie sprawiają, że nie mogę zasnąć, wiercąc się i nie mogąc znaleźć sobie miejsca... Szczerze, to nawet nie mam ochoty na pisanie czegokolwiek o nim. Jednak żeby nie urywać tematu tak znienacka, ostrzegam, że zbliżamy się do finiszu historii o nim, o nas; której ostatni rozdział pt."Rozstanie" został napisany 7. listopada 2009 r. Od tej daty po dziś dzień raczyłam Was gorzkimi opowiastkami pełnymi rozżalenia, poczucia niesprawiedliwości, bólu i cierpienia. Tak w skrócie można streścić ten rozdział. Nie powiem, że całkowicie wymarzę go z pamięci. Nie da się. Dopóki żyję - księga jest otwarta, póki żyję - oddycham, dum spiro, spero - póki oddycham, mam nadzieję. Ale nadzieję na lepsze jutro, a nie nadzieję w nim pokładaną.
Tak jak wspomniałam wyżej, Krzysiek nie daje do końca o sobie zapomnieć. Dziś poirytowała mnie informacja, że ponownie zaprosił moją siostrę do znajomych. Z resztą zrobiła to również jego siostra, którą ja sama widziałam na żywo dwa razy, a moja siostra wcale... Ten człowiek nie rozumie, że moi bliscy nie pochwalają jego zachowania, że solidaryzują się ze mną... Z resztą mojego brata zaprosił, a potem udawał, że go nie widzi na imprezie, ze szwagrem się 'przyjaźnił' po czym na jego widok odwrócił głowę...Zatem po co ona miałaby przyjmować go do znajomych ? Śmiech na sali... Gdybym była na jego miejscu, gdybym zrobiła jemu to co on mi - może faktycznie ze wstydu udawałabym, że nie znam jego rodziny. No bo na pewno to nie jest powód do dumy... Ale taka dwulicowość ? Że na nk wielki znajomy, a w realu już nie ? Dobra, już zaczynam się denerwować, więc kończę temat.
Błogostan, bogo-stan. Kiedyś często przeze mnie odczuwany, od trzech miesięcy wcale. I nagle dzisiaj powrócił :) Rano ze względu na awarię w pracy, zrobiłam porządki na stanowisku. Odkurzyłam wszelki kurz i najdrobniejsze śmietki. Pozbyłam się niepotrzebnych bibelotów. Kolorowe pisaki - out, atlas świata - out, projekty domów - out, karteluszki, stare gazety - out, końcówki produkcji - out. Ooo jak czysto, świeżo i pachnąco :) I tak oto przepełnia mnie błogostan, chęć do życia i robienia czegokolwiek lub na samą myśl o czymkolwiek, np. o wypiciu czarnej kawy bez cukru albo o długiej wieczornej kąpieli...
Wczoraj miałam iść do kościoła na 11stą, ale tata zabrał samochód, a na ten okropny mróz nie chciało mi się wychodzić. Poszłam zatem na 18stą, zwykle na tą godzinę chodziłam z Krzyśkiem, choć on zawsze wolał 19:30. Ludzi było niewiele, zapewne przez niską temperaturę. Usiadłam z przodu, tam gdzie zwykle my siadaliśmy. Przyzwyczajenie, słowo daję. Całą mszę siedział mi w głowie on, a przecież już od dłuższego czasu nie myślę o nim tak wiele...Siedział jakby obok, na pustym miejscu koło mnie. Jakiś nawrót, a raczej - co może wydać się komuś śmieszne - wyczuwanie jego wibracji. Tak, przypuszczam, że był w kościele, o czym świadczy "spotkanie" po mszy. Staliśmy na światłach praktycznie na równi - ja na pasie do skrętu w lewo, on na pasie do skrętu w prawo. Nie popatrzył się nawet. Jechał sam. Wracając do tematu - jak rzep psiego ogona, przyczepiły się do mnie myśli o nim. Zaczęłam nawet roztaczać wizję jego powrotu. Nie mogłam wyobrazić sobie, że znów go kocham. Nie wyobrażam sobie, bym mu wybaczyła to wszystko. Widziałam siebie zimną, nieczułą, z nieobecnym wzrokiem. A jego - starającego się za wszelką cenę odzyskać uczucie, którym go darzyłam. Tą wielką, bezgraniczną miłość, maksimum tolerancji, akceptacji, czułości, troski, wsparcia, wiary w niego. Wszystko stracił! Zdeptał naszą nić porozumienia, wspólnotę dusz, przyjaźń... Mogę mu tylko współczuć. Ślepiec. Zamiast spijać śmietankę, raczy się fusami. Myślicie, że się zagalopowałam ? Że popadam ze skrajności w skrajność ? Z braku wiary w siebie w megalomanię ? Mam dalej myśleć, że jestem nic nie warta ? Od tego można zwariować... Więc nie mam zamiaru teraz być skromniejsza. Suma summarum doszłam do wniosku, że to, co gdzieś tam głęboko siedzi we mnie - ta wizja powrotu - jest awykonalna. Więc po co w sumie mieć nadzieję i myśleć sobie, że życie może mnie jeszcze zaskoczyć, że on zrozumie i pożałuje ? Gdyby faktycznie do tego doszło, tak jak pisałam wyżej, nie potrafiłabym stworzyć z nim związku. To by była męczarnia. Nie chciałabym, by mnie komplementował, bo w głowie miałabym cały czas jego słowa, że nie podobam mu się tak bardzo. Nie mogłabym znieść gadki o wspólnej przyszłości, bo na własnej skórze przekonałam się, że to tylko puste słowa - wczoraj wielka miłość, dziś - jakaś pomyłka. Nie pragnęłabym jego ust, mając świadomość, że całował nie jedne usta. Nie chciałabym jego dotyku wiedząc, że mam zbędny tłuszczyk tu i ówdzie. Nie zaufałabym mu, nie wierzyła, nie wspierała i nie wielbiła. Nie pokochałabym go. A jednak chciałabym, by zrozumiał, że wiele stracił.
Tak więc tydzień przed naszą rocznicą byliśmy znowu w kościele. Oboje. Sami. Choć myślałam o nim całą mszę, muszę brać pod uwagę prawdopodobną opcję, że jego myśli były wtedy przy innej kobiecie.
Cały wielki świat i wszystko co mam w sercu
zamknęłam w swojej dłoni i nie otworzę jej
dopóki ktoś ustami nie scałuje z mojej skroni
tej łzy, która jest dla mnie wszystkim co mam
co zostało mi po Tobie, kochany
pamiętam jak mówiłeś, że wszystko co mamy...
Że to co najpiękniejsze dla oczu niewidoczne jest
Że to co najpiękniejsze dla rozumu niepojęte jest
Że to co najpiękniejsze nie uchwytne jak słowa kochanków na wietrze
Że to co najpiękniejsze jest w nas
Cały wielki świat i wszystko co mam w sercu
zamknęłam w swojej dłoni myślałam że to Ty
jesteś właśnie mym lekarstwem które mnie uchroni
od łez, które teraz są wszystkim co mam
co zostało mi po Tobie, kochany
wciąż słyszę Twoje słowa a wokół puste ściany.
Wczorajsze balety w W. Zabawa był przednia :) W końcu byłam sobą - ubrałam zwykły t-shirt i jeansy. Nie starałam się wyglądać sexy i udawać kogoś kim nie jestem. To niestety wymuszał na mnie tylko Krzysiek. A jakoś poprzedni faceci lubili mój romantyczny styl (np.falbaniaste spódnice :)) i doceniali mnie. Są gusta i guściki - jedni wolą elegantki, drudzy romantyczki, a trzeci zdziry. Seksapil to nie dekolt do pępka i mini... zaczynająca się i kończąca na pasie :) To przeświadczenie kobiety, że jest wyjątkowa. Uczę się tego dopiero :) Z moich obserwacji wynika, że będąc w zwykłej koszulce nie budziłam wcale mniejszego zainteresowania, niż będąc w małej czarnej i nad-kolanówkach. Zatem welcome home :) Przecież jestem już dużą dziewczynką, wydaje mi się, że znam siebie dobrze... Ale dałam się zmanipulować, uwierzyłam mu, że wygląd jest najważniejszy, że jest podstawą sukcesu, szczęścia i zdobycia miłości. Tak, ja w to uwierzyłam! Ale, ale... :) jak widać, odkrywam swoje wartości na nowo. "Bo to co najpiękniejsze dla oczu niewidoczne jest."
Wczoraj spotkałam J. - zamieniliśmy parę zdań. Był bardzo miły, uśmiechał się cały czas i słodko na mnie patrzył :) Lubię go. Bardzo dobry chłopak. A tak dawno się nie widzieliśmy...
News dnia: gołąbeczki - Krzyś i Dorotka usunęli siebie z list znajomych na nk. Ależ to była wielka miłość, jak fajerwerk - rozbłysnęła tysiącem kolorów, po czym zniknęła z nieboskłonu :) Zaczęłyśmy się zastanawiać z Anią czy czasem nie rzuciłyśmy na niego klątwy :) E nie - trzymam się z dala od czarnej magii. Nie w moim stylu laleczki Voodoo i zaklęcia. Każdy jest kowalem swojego losu... Wydaje mi się, że jego samoocena może szybko spaść - już czwarta panienka, która daje mu kosza. A ja sobie czekam na tego właściwego... Bo nie ma to jak desperackie poszukiwanie miłości!
Wiecie co ? Miałam tej nocy pewien sen...
Od rozstania śniły mi się tylko koszmary z nim w roli głównej. Kilka snów, w których na nowo doświadczałam odrzucenia, upokorzenia, niemocy. Straszne to były sny, tak na maxa realne. Mówią, że często sny są odzwierciedleniem naszego stanu psychicznego, czy silnych wrażeń, które akurat przeżywamy. No tak właśnie było w moim przypadku - ciągle ta sama scena, gdy on ze mną zrywa, a ja budzę się z płaczem. Po takiej nocy dzień zawsze był ciężki - zwykle wtedy nie wytrzymywałam i coś mu pisałam pod wpływem emocji.
Myślę sobie, że już pogodziłam się z jego odejściem. Od paru dni nie szarpię się, nie walczę z wiatrakami, zaakceptowałam swoją sytuację. Owszem, jest mi przykro kiedy widzę jak traktuje Dorotkę, ale to już inny smutek.
Dziś zaspałam, bo miałam piękny sen, z którego nie chciałam się wybudzić. Najlepszych snów nie da się opowiedzieć, tak też jest z moim. Wiem, że był tylko on i tylko ja - w uścisku całował mnie i patrzył z uwielbieniem. To było na tyle niezwykłe, że aż mam łzy w oczach jak to wspominam :) Było tak... hm.. metafizycznie? Nie do opisania. Bo bez fabuły, ale za to z milionem pozytywnych odczuć...
Wczoraj wypad do pubu M. a w drodze do niego - obczajka w pubie W. - na parkingu auto Krzyśka. Wchodzimy, rozglądamy się - nigdzie go nie widać. Dopiero wychodząc zauważyłam jego głupkowaty uśmieszek. Wyglądał beznadziejnie. I co ? mam teraz rozsiewać na każdym kroku hasła, że jest brzydki, zaniedbany, beznadziejny ? Nie. Ja go kochałam takiego jakim był... Teraz przez ten ułamek sekundy popatrzyłam na niego bez uczucia - nie spodobał mi się w ogóle. W M. było fajnie, ale krótko - ze względu na pracę. Jak się okazało Krzysiek przyjechał tam jakoś po nas - został do samego rana, wiem od brata.
Dorotka siedzi w innym mieście, ma zjazd. A on nie marnuje okazji... Z resztą sama już nie wiem czy są jeszcze razem - ona usunęła ze swojego opisu na nk "I jest jeszcze ktoś :*:*:)", wywaliła też jego komentarz. Zostawiła tylko bukiety kwiatów. On nie ma ani opisu "miłość do uparciuszka:*" ani pineski na sercu z opisem "Koteczek mój:*:*:*". Ale tak sobie myślę, że może dziewczyna go stopuje - mało która wierzy w szczerość takich wyznań po 2 tygodniach chodzenia. A może doszli do słusznego wniosku, że z uczuciami nie ma co się tak publicznie afiszować.
Godzina 1:00. Dźwięk silnika budzi jednego z moich kotków. Siada na pufie z pełną gracją i czeka aż po cichu wejdę do pokoju. Patrzy na mnie zaspanymi oczami. Wystarczy, że tylko usiądę, on już z głośnym mruczeniem kładzie mi się na kolanach. Łasi się i "udeptuje" moją skórę. Ktoś na mnie czeka i z radością reaguje na mój widok. Nie ważne, że to tylko kot. Żywa istota, której nie jestem obojętna. Bardziej czuła niż na przykład taki Krzyś - jak się okazało - człowiek bez serca. Totalnie.

Piękna słoneczna pogoda, choć mróz spory... Kończy się powoli styczeń - pierwszy miesiąc nowego roku, który to nie rozpoczął się dla mnie wcale wesoło. Już marzy mi się wiosna - majowe spacery po parku, zapach powietrza po gwałtownej burzy, słodka woń mojego ukochanego bzu... W końcu się doczekam.
Maleństwo jest przeurocze. Co chwilę wpatruję się w każde zdjęcie, w każdy szczegół. Zastanawiam się jak pachnie, jak płacze, jak się uśmiecha. Jeszcze nie mogę go zobaczyć ani ucałować, bo złapał żółtaczkę, więc w tym tygodniu nici z powrotu.
Ciężko mi się wstaje rano. Za oknem ciemno i zimno, więc nie łatwo wyjść spod ciepłej kołderki. Tym bardziej z utęsknieniem czekam na kolejną porę roku, kiedy to jasne promyki wschodzącego słońca zaczną dobijać się przez szybę, rozświetlając mój niewielki pokoik. Inaczej zaczyna się dzień wraz z wesołym śpiewem ptaków. Wtedy chce się żyć... Teraz chciałoby się przeleżeć w łóżku do południa.
Ira, "Bezsenni"
Jak to dobrze, że skończył się już
Ten podły dzień, co mi Cię zabrał
Ciężko było tak po prostu przyjść
I usłyszeć, że dla Ciebie umarłam
A teraz zamknij oczy swe
Dotknij tak jak tylko mnie
Nie bój się, to tylko sen
W sen nie trzeba wierzyć (...)
Wiem, że trudno jest uwierzyć
Jak łatwo się stać tylko wspomnieniem
Ty nie przyszedłeś też, zbyt ciężko jest
Usłyszeć, że dla mnie Cię nie ma.
Dostaję dziś wiadomość od siostry K. :
"Słonko mam pytanie... Kontaktowałaś się może z nową dziewczyna Krzyśka? Bo z poprzednią tą ze S. [taka wieś -przyp. autora] tak ale teraz też?"
No po prostu myślałam, że orła wywinę! Jakim prawem laska wyskakuje do mnie z takim tekstem ?! Moja odpowiedź...
"Nie kontaktowałam się ani z laską ze S., ani z tą. Kto Ci powiedział, że z tamtą miałam kontakt??? Nie wiem skąd to pytanie!!!!Krzysiek nie mógł zapytać Dorotki czy do niej pisałam?? Niech się jej spyta, jeśli mi nie wierzysz."
Odpowiedziałam szczerze, zgodnie z prawdą. Na co ona:
"Nie, spoko. Wierzę Ci. On tak coś mówił, że ta ze S. mu tak powiedziała. Ale nie ważne. A pokłócił się ze swoją i już pewnie myślał, że Ty znowu coś tam piszesz. Ja chciałam się upewnić ale to zostaje między nami. Tak zresztą myślałam, że to nie Ty bo to już by była przesada. Ale podziwiam że pamiętasz te imiona bo ja nawet nie wiem jak obecna ma na imię. Po prostu mnie to nie obchodzi!
A tak to co tam ciekawego u Ciebie? (...)"
No sorry, że się tak zapytam : skoro nie pamiętasz jej imienia to po co się wtrącasz w ich sprawy pani adwokat?? Powstrzymałam się jednak od tego komentarza i odesłałam odpowiedź:
"Uff... ulżyło mi, bo już myślałam, że się będę musiała pogniewać na Ciebie... To co mówi tamta ze S. - to nie wierzyłabym w żadne słowo. Skoro zdradzała z premedytacją swojego stałego faceta, a Krzyśkowi mówiła, że jest wolna - to sorry, laska do szczerych nie należy. Nie miałam z nią kontaktu, a z resztą mam gdzieś co ona mówiła.
Imię Doroty znam, bo chcąc nie chcąc spotykając się z naszymi wspólnymi znajomymi, gdzieś mimochodem przemyka to imię, z resztą była kiedyś w pubie z J. i stąd ją kojarzę.
Nie - ja się na to nie zgadzam, by posądzać mnie o wtrącanie się - jeśli się pokłócili to niech nikt na mnie nie zwala, bo ja to mam gdzieś, więc następnym razem proszę nie zadawaj mi takich pytań, bo to mnie obraża ;/Jeśli dochodzi do nieporozumienia między nimi, to niech sami sobie to wyjaśniają, po co jeszcze wplątywać w to Ciebie, a potem mnie. Sorry, ja się odcinam od tego tematu."
Mam uprzedzenie do tej dziewczyny, nie do końca wierzę w jej szczerość... Bynajmniej ja powiedziałabym swojemu bratu o kontakcie z jego byłą :) Tak też NA PEWNO jest i w tej sytuacji. Ma dziewczyna tupet, by pisać mi, że ja z tamtą się kontaktowałam. A przecież to bzdura! W ogóle nie mam ochoty na otrzymywanie wiadomości z nim związanych, nie mam ochoty czytać "Krzysiek i jego nowa dziewczyna". Dialog to podstawa, dialog! I już wiem o co chciał zapytać Krzysiek gdy dzwonił. Na pewno o to. A ja jestem przekonana, że dziewczyna strzeliła focha gdy rzeczywistość okazała się inna niż Krzyś jej naopowiadał.
Moja rekonstrukcja zdarzeń:
Faktem jest, że kumpel Krzyśka nawalał wcześniej do Doroty. Gdy ten zabrał mu ją sprzed nosa, koleżka na pewno nie był zadowolony... Krzyś zapewne naopowiadał lasce jaki był nieszczęśliwy, że od początku mnie nie kochał itp. I jestem przekonana, że zraniony J. postanowił naopowiadać dziewczynie troszkę faktów. Że Krzysiek chciał się zaręczyć, że chwalił się mną przed kumplami itp. Fakty? Fakty. Tylko, że K. je teraz zataja, bo przecież zapomniał już co nas łączyło. Dziewczynka zapewne się zdziwiła i stąd ta kłótnia. No bo skoro K. podejrzewał, że mam z tym coś wspólnego - musiało chodzić też o mnie w tym sporze.
Jednak historia oczywiście ma happy end. Dziś Krzysiu po powrocie z pracy, podarował Dorotce kolejną różę na profilu (ma już wielki bukiet, zwykły bukiet i pojedynczy kwiat - równowartość ok 11 zł). Ja za 9 miesięcy chodzenia dostałam tylko różę w doniczce z supermarketu i bukiet polnych kwiatów...Pewnie, że się cieszyłam, to było i tak wtedy dla mnie urocze, ale widzę, że stać go na jakieś wirtualne rysunki i na to kasy nie żałuje... Smutno mi. Bo widzę, że dla ukochanej zrobi wszystko, a ja cieszyłam się, że mnie traktuje jak księżniczkę. Nie ma porównania... Jestem przecież dużo gorsza, dużo grubsza i dużo brzydsza.
Acha, zmienił jeszcze komentarz pod jej zdjęciem z "Jak zwykle poważnie :P:)" na " Jak zwykle słodko...:*". Lizodup :P
Słodko!
"Witaj na świecie."
Kasia jeszcze dochodzi do siebie po cesarce. Oj jak ja bym chciała, żeby teraz nie cierpiała. Na szczęście maleństwo wynagradza jej wszystko :) 57 cm wzrostu, 3,9 kg wagi :) Ciemna czupryna i zdrowe rumieńce :) Można oszaleć na jego punkcie :) Non stop oglądam zdjęcia, a wtedy to zupełnie nie przychodzą mi do głowy żadne troski... Cud narodzin - nowy człowiek, nowa historia. I bezwarunkowa miłość - najwznioślejsza jej odmiana - kochać nie za, ale pomimo, tak po prostu. Na razie jest idealną istotką, pewnie też zostanie wzorowo wychowany :), ale nawet jeśli kiedyś popełni błąd - nikt nie odwróci się od niego - ani rodzice, ani my - najbliższa rodzina. Na tym właśnie polega MIŁOŚĆ. A w związkach ? Wieczny strach, że "jak zrobię coś źle, to on przestanie mnie kochać i odejdzie." Lęk przed odrzuceniem... To jest szczęście ? To jest miłość ? To jest jedna wielka żenua!!
"Złudzenia."
Tak wczoraj zastanawiałam się nad sobą. Hm... niby życie cały czas kształtuje nasz charakter, niby wyciągamy wnioski z kolejnych przeżyć. Ale co ja tak na prawdę w sobie zmieniłam ? Co jest moim sukcesem ? Chciałabym teraz popracować nad swoimi wadami. Chciałabym nabrać dystansu do siebie i nie brać życia tak bardzo na poważnie. Milowym krokiem jest zdać sobie sprawę ze swoich wad i niedoskonałości.
Mam dziś mieszane uczucia. Wkurza mnie zachowanie Krzyśka, nowe zdjęcia. Ale jakoś nie dotyka mnie to już tak głęboko. Może temu, że dawno go nie widziałam. Ostatni raz słyszałam jego głos w piątek - kiedy dzwonił z jakimś pytaniem. Na tym zakończył się nasz kontakt.
W tym temacie chciałam jednak poruszyć kwestię złudzeń. Po tym związku wyniosę jedną ważną lekcję - jeśli szybko okazuje się, że nie jest do końca tak jak powinno być - lepiej od razu przestać się łudzić. Nic z tego nie wyjdzie. Bo magnesy nie są ustawione tak, by się przyciągać mimo wszystko, a nawet jeśli one bardzo chcą, to zbliżą się tylko do pewnego stopnia, nie przekroczą pewnej granicy. Tak było z nami. Ja bardzo chciałam, on też się starał. Ale kosztowało go to wiele wysiłku. I było to często widać... A ja ? Wiedziałam, że tak być nie powinno, a jednak zaciskałam zęby, zamykałam oczy i myślałam, że może jakoś to przeskoczymy :/.
Ps. Do dziewczyny w podobnej sytuacji - w wolnej chwili napiszę maila.

Lubię patrzeć na czyjeś szczęście. Sama wtedy czuję się szczęśliwa.
Dziś nie pospałam. Do południa sesja, później cały dzień spędzony nad zdjęciami. Właśnie na dziś skończyłam. Do wtorku będą gotowe. Oj, moje plecy :)
Kasia pojechała do szpitala! Może jeszcze dziś na świecie pojawi się nowy, cudowny człowiek :* Trzymam kciuki! Tak bardzo chciałabym pomóc, ale nie mogę... Biedactwo męczy się teraz w bólach. Modlę się o szybki poród, ale bóle zaczęły się rano, a lekarze stwierdzili, że dziś nie urodzi...
Wczoraj byłam na imprezie. Krzysia na szczęście nie było! Los oszczędził mi widoku zakochanych, gruchających gołąbków. Dzięki Bogu, bo nie zniosłabym tego.
Za to wpadł mi w oko pewien przystojniak :) Wprawdzie widziałam go od początku imprezy, ale nie zauważałam. Dopiero kiedy się mijaliśmy... Ach jaki był słodki.
I wiecie co? Teraz doświadczam tego, co wydawało mi się takie nie fair, takie niemożliwe i chamskie. Jeszcze nie dawno nie mogłam zrozumieć, dlaczego Krzysiek komplementował mnie, a teraz wielbi inną dziewczynę. No z czystym sumieniem mówię - spodobał mi się wczoraj fajny facet i bynajmniej w tamtej chwili nie myślałam o swoim byłym.
Ale nie znam nawet jego imienia... nie zgubił pantofelka :-)
"Ciągle czegoś nam brak do szczęścia, wciąż nam brak,
tak zachłannie brak. Otwórz oczy. Szczęście to ta
chwila co trwa, niepewna swojej urody. To zieleń drzew,
to dzieci śmiech. Słońca zachody i wschody.
Więc nie patrz w dal, bo szczęście jest już obok nas.
W zwyczajnym dniu, w zapachu domu, wśród chmur,
w ciszy traw. Szczęście to przelotny gość, przebłysk
słonecznej pogody. I dużo wie, kto pojął, że szczęście
to garść pełna wody."
Wczoraj miałam dobry humor. Poczytałam trochę fajnych słów, bardzo adekwatnych do mojej sytuacji, wróciłam też do "Przebudzenia" A. de Mello, choć w dalszym ciągu czytam to troszkę z niesmakiem, bo nadal jeszcze 'śpię'. Ale wszystko w swoim czasie, powolutku. Tak, piątek był dniem radosnym... Po ponad 2 miesiącach znalazłam w telefonie kontakt Krzyśka, przypisane zdjęcie i opis "Mój kochany :*:*:*". Po rozstaniu nawet nie ruszyłam książki telefonicznej, by zmienić te dane. Wprawdzie smsy już dawno wywaliłam, ale numer na wszelki wypadek zachowałam. Teraz nadszedł właściwy czas. Bez mrugnięcia okiem usunęłam go z iPhone'a. Wieczorem pojechałam do Centrum Handlowego. W drodze powrotnej dzwoni telefon, wyświetla się numer 880.... Pomyślałam, że to Longer, więc szybko odebrałam:
- Tak słucham ? - zapytałam z uśmiechem w głosie.
- Cześć... Mam pytanie, ale odpowiedz szczerze - usłyszałam przybity głos w słuchawce.
- Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwoń za pół godziny - powiedziałam chłodno, bez zastanowienia naciskając "Koniec".
Tak... Lawina myśli. Strach i nadzieja. Obawa co chciał wiedzieć, czy o coś mnie nie posądza. A może chce spytać, czy dalej coś do niego czuję. Co bym odpowiedziała? Ani "tak", ani "nie", tylko "nie wiem"... Cieszyłam się, że w końcu to ja postawiłam warunki. Zawsze pierwsza zabiegałam o kontakt po rozstaniu, ja pisałam. Teraz czułam obojętność... Jaki ten los przewrotny - ledwo wywaliłam go z kontaktów, a on zadzwonił. Mogłam żałować, że byłam dla niego zbyt surowa w tej krótkiej rozmowie, że go zniechęciłam, że może zniszczyłam jakąś szansę. Ale nie. Dlaczego mam obchodzić się z nim jak z jajkiem?
On już nie oddzwonił, a dziś rano uzupełnił swoje dane na nk.
O sobie: Lubię wędkować, uczyć się nowych rzeczy i pokonywać coraz to trudniejsze bariery w życiu.
Czym się aktualnie zajmuję: praca i miłość do uparciuszka :P;)
Aktualnie. Dziś praca jest, jutro jej nie ma. Z miłością podobnie. I niech mnie gęś kopnie, jeśli pisząc o barierach nie miał na myśli mnie - stojącej na drodze do jego szczęścia.
Ona od paru dni natomiast ma takie opisy:
O sobie: Uparciuch:P to na pewno:)
Czym się aktualnie zajmuję:
studia krk:)
praca..
i jest ktoś jeszcze..:*:*:* :)
__________________________________
Och, takie to romantyczne. Muszę wytrzeć nos. Wzruszyłam się.
:-)
"Oto jeden ze sposobów, w jaki cierpienie nam pomaga: daje szansę na zdobycie duchowej sprawności i figury, które umożliwią nam przejście przez wąskie drzwi. Czasem, gdy buntujemy się przeciwko cierpieniu, odnosimy rany: nasza duma zostaje urażona i zaczynamy walić głową o ścianę. Dopiero po jakimś czasie, gdy głowa napuchnie nam tak, że nie mamy już sił dłużej protestować - wąskie drzwi stają przed nami otworem.
Motyle
Zawsze lubiłem obserwować naturę. Uwielbiam zwłaszcza patrzeć na motyla wychodzącego z kokonu. Jak wiadomo, na początku motyl jest larwą, która następnie tworzy wokół siebie kokon i przepoczwarza się w nim. Nowo powstały motyl jest delikatny, a jego kokon - bardzo sztywny. Aby wyjść, motyl musi się sporo natrudzić, bo włókna kokonu są bardzo twarde w porównaniu z delikatnością owada. Motyl kręci się zatem w środku i wierci, wije się i znów obraca, zanim zdoła w końcu przedziurawić kokon i wydostać się na zewnątrz. Właśnie dzięki temu wyrabia sobie mięśnie i nabiera coraz więcej sił, aby wylecieć. Gdybyście - chcąc mu trochę pomóc - wyręczyli go w przebiciu kokonu, nie potrafiłby potem latać, bo właśnie ten wysiłek, który wkłada w samodzielną próbę wydostania się, uzdalnia go do latania. Przy całej swej wspaniałości natura jednak nie ułatwia motylowi trudnego zadania, jakim jest przebicie twardego kokonu. Owad musi się wydostać samodzielnie, bo to właśnie trud i determinacja, z jaką walczy o wolność, wzmacnia go i przygotowuje jego skrzydła do lotu."
Fragment książki "Nie marnuj swoich łez"
Dziś moje poniżanie się sięgnęło szczytu. Jestem do niczego...Jestem słaba... Zrozumiałam, że zachowuję się żenująco. Że jestem męcząca i natarczywa. Zawsze mam tysiąc argumentów, a kiedy przed momentem powiedział mi, żebym w końcu to zrozumiała, że on chce spokoju - zabrakło mi języka w gębie. Zatkało mnie. Na moje wiadomości nie odpisał - po prostu mnie zablokował na nk. Nie ma nawet pojęcia, że po rozstaniu zaczęłam pisać bloga - zabiłby mnie śmiechem gdyby się dowiedział...
"Nie mam teraz czasu. Nie mam czasu w ogóle"!!!
Kolejny przebłysk. To jest tak: pare dni mija we względnie pozytywnym nastroju, następnie dowiaduję się czegoś nowego o Krzysiu lub widzę go z laską i od razu załamanie... Jako, że mijają dokładnie 24h od wczorajszego 'mijania się', powoli o tym zapominam i nastrój znów idzie w górę. Tym bardziej, że dzisiejszy zbieg myśli, zdarzeń, osób, utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko do nas wraca. Poczucie sprawiedliwości pomaga mi jakoś funkcjonować.
X pisze:
10:39:53
Czytałam Twój blog rano...
10:40:30
nowe wątki o K...
10:42:13
strasznie długo Cię trzyma po rozstaniu... świadczy to o tym jaka jesteś wrażliwa i wierna swemu sercu...
10:43:17
ale czy on jest tego wart... słodki lovelas który panny zmienia jak rękawice... i każdej może ciśnie te same teksty...
10:44:19
człowiek który podświadomie Cie torturuje, prześladuje i męczy jak najgorszy oprawca
No tak, wszystko się zgadza. Każdej ciśnie ten sam kit. Koleś chce się wybudować, chce mieć rodzinę. Skupia się tylko na tym, zamiast poświęcić trochę uwagi na wybór odpowiedniej partnerki z którą chciałby to wszystko stworzyć. Stąd te puste obietnice, na które łapie kolejne dziewczyny. Nie zauważa, że może lepiej obiecać sobie: "Jeśli po pół roku nie będę miał wątpliwości, opowiem jej o swoich planach"? To chyba lepsze, niż rzucanie słów na wiatr po trzech tygodniach znajomości.
Nie jest mnie wart, ani moich łez. Wiem. Tylko ja nie płaczę właściwie po nim. Po prostu czuję się skrzywdzona, że mi to zrobił. Że mnie oszukał, zranił, wykorzystał w jakimś sensie. Nieświadomie lub świadomie torturuje mnie brakiem klasy, afiszowaniem się i przekonaniem, że powinnam mu być wdzięczna, bo zrobił to dla mojego dobra.
Niedawno zobaczyłam jak wysłał znajomej na profilu życzenia: "Spełnienia marzeń, miłości i dużo harmonii w życiu." Niby zwyczajne prawda? Ale ja wiem, że to ja uświadomiłam go czym jest równowaga. Nawet kiedyś po jednej z pierwszych kłótni powiedziałam mu, że zburzył mi całą harmonię, że żyłam sobie fajnie przed jego poznaniem, a on namieszał mi w życiu i wprowadził problemy. Oczywiście słowa były adekwatne do sytuacji, kłóciliśmy się, więc nie mówiłam o plusach naszego związku. Ale później często śmiał się, że burzy mi harmonię. Wielokrotnie rozmawialiśmy sobie o życiu, wielokrotnie kładłam nacisk, że stworzenie harmonii jest moim celem. A teraz taki koleś, który wyniósł jakieś nauki z mojego gadania, pisze innej "dużo harmonii w życiu". Nie lubię, kiedy ktoś, kto nie ma własnych wartości, czerpie je od innych. Struganie kozaka.
2 dni temu mój kolega z klasy popełnił samobójstwo. Do tej pory, gdy o tym pomyślę mam ciarki na policzkach, ramionach, na całym ciele. Pierwsza osoba z rocznika '86, którą znałam - odeszła z tego świata. Nikt nie wie co nim kierowało i już się nie dowie... Na chwilę wszystko przestaje istnieć, nachodzi nas refleksja, jak kruche jest to życie, jak łatwo ugasić płomień, jak bez wysiłku zamknąć księgę, dopisując "Koniec". Czyjeś losy przechodzą już do historii, nic nowego z jego udziałem nie wydarzy się, a każde zdanie o nim będzie miało czas przeszły. Dla niego NIE MA już jutra!!
I tak sobie pomyślałam... nie mogę nienawidzić mojego byłego faceta, nie mogę mu źle życzyć... Nie wiemy co czeka nas jutro. Gdyby tak kiedyś jego niespodziewanie zabrakło - nie mogłabym sobie wybaczyć tej sterty negatywnych myśli. W znacznej części odbieramy świat iluzji, pozorów. Człowiek, który wydaje się na prawdę szczęśliwy, czasem największy dramat przeżywa w sercu.
Siódmy dzień diety, a efekty, jakbym była na diecie 5000 kcal - puchnę :(
Wściekła!
Mój dzień ? Praca od rana do wieczora, "rozrywka" w postaci wyjścia do supermarketu po dietetyczne produkty, seriale.
A on siedzi sobie w pizzerii z laską...Wracając widziałam jego auto. Początkowo też tam siedzieliśmy dzień w dzień, dopiero gdy zaczęliśmy zapraszać się do domów, na pizzę chodziliśmy rzadziej.
Wściekła! W takich momentach mam tyle negatywnych emocji, że uderzyłabym z pięści w ścianę... Co ja mam z tego życia :( Siedzę przed kompem i płaczę.
Myślałam, że jest tym jedynym :( Myślałam, że jestem tą jedyną :( Okropne to uczucie, nikomu nie życzę, nawet wrogowi...
Chcę być szczęśliwa, chcę mieć kogoś ukochanego :(:(:(:(
Tak mi źle, jestem z tym wszystkim SAMA. Nikt nie czuje tego co ja, nikt nie zrozumie mnie w stu procentach... Ja zamykam się przed światem i płaczę, a on żyje sobie szczęśliwie...
A kiedy moja miłość zgaśnie ?!
Mija dokładnie rok...
W pierwszy weekend stycznia poznałam Krzyśka. Na imprezie byłam z przyjaciółką, która ledwo co zjechała do Polski po dwuletnim pobycie w Anglii. Rzucili się sobie w ramiona, dawno się nie widzieli. Ania poznała nas ze sobą. Utkwił mi w pamięci. Kolejne imprezy - wraz z jego kumplami, a moimi sąsiadami bawiliśmy się na niektórych piosenkach wspólnie. Krzysiek był najatrakcyjniejszym facetem w całym lokalu... Ostatni weekend stycznia - do W. poszłam tylko z Kasią, Ania była wtedy na weselu. Krzysiek tańczył namiętnie z jakąś k****. Był już wstawiony. Cała ekipa praktycznie nie zauważała nas... Byłam wściekła. Tacy koledzy... Zawiodłam się, bo Krzysiek wydawał się wychowany, porządny. A taki taniec godowy odstawił na środku parkietu. Jak się okazało po czasie - jego poprzednia laska przyszła wtedy do lokalu z nowym facetem, gdy zobaczył jak wisi innemu na szyi, postanowił pokazać, że on też dobrze się bawi. I tego właśnie teraz ja się boję. Przechodząc obok, szturchnął mnie specjalnie. Popatrzyłam spod byka. Stanął przede mną w niewielkiej odległości, uśmiechnął się i spytał: "Gdzie Ania?". Odpowiedziałam i odwróciłam głowę popijając swoją słynną Kroplę Beskidu.. Pomyślałam wtedy jakim jest szmaciarzem... Po jakimś czasie zaczęli nam towarzyszyć, odstawiając na bok panią lekkich obyczajów. Tańczyliśmy obok siebie, pare razy spytał czy może ze mną zatańczyć "tak bliżej". " Jeśli tak jak z tamtą laską, to na pewno nie" - odpowiedziałam. Uśmiechnął się i stwierdził, że jesteśmy obie z siostrą najporządniejsze na całej imprezie. No hello...Na taką opinie pracuje się latami. Było już po trzeciej, usiadłam na chwilę, by odpocząć. Na parkiecie robiło się pusto. Nagle przede mną ukazał się klęczący Krzyś z wyciągniętą w moją stronę ręką. Powiedziałam "tak"(myśląc: przyjmuję zaprosiny do tańca, zgadzam się, jeśli prosisz o rękę, jednym słowem - wszystko na "tak":)). Wyszliśmy na parkiet. Wspomniana wyżej, nieszanująca się dziewczynka, delikatnie mówiąc - zalana w trupa - znalazła jeszcze siły, by przechodząc obok nas, mocno mnie odepchnąć. Z resztą w późniejszym czasie, gdy byliśmy już parą, wielokrotnie byłam popychana przez inną dziewczynę, mocno zakochaną w Krzyśku. Tak, musiałam znosić ataki zazdrosnych lasek. Nie wydrapałam oczu, nie pociągnęłam za włosy, nie wbiłam łokcia między żebra. Jestem kobietą, a to zobowiązuje do pewnych zachowań. Po imprezie nie mogłam zasnąć. Zakochałam się. Chłopak przebił się przez ten twardy mur budowany latami. Mimo mojej początkowej ignorancji nie odstraszył się. Tak bardzo pragnęłam, by do mnie napisał. Dostałam smsa od sąsiada, czy może dać Krzysiowi mój nr. Zgodziłam się i od tej pory trzymałam komórkę w zasięgu wzroku. Napisał, podziękował za świetną zabawę i zaproponował byśmy wspólnie poszli do kościoła. A było to 1 lutego 2009 roku.
Krzyś mnie urzekł pomimo tego incydentu na parkiecie. Tłumaczyłam sobie, że to pewnie przez alkohol... Zdawał się być taktowny, wychowany, szarmancki. Był taki słodki, uroczy, z sercem na dłoni, a przy tym świetnie zbudowany, męski. Bosko tańczył...
Kogo ja pokochałam ? Jego, czy swoje wyobrażenie o nim ? Dlaczego mnie wybrał skoro zwraca wielką uwagę na fizyczność ? Czy mam żałować, że to wszystko się wydarzyło, czy cieszyć się, że w ogóle było ? Jaki jest bilans zysków i strat ?
Nie wiem.
Wczoraj tuż przed wyjściem z domu dostałam zaproszenie od Krzyśka na nk. Najpierw zaprosił siostrę, po pół godziny mnie. Nie przyjęłam od razu i poszłam na wspomniane spotkanie. Okazało się, że dzwonił do A. jak ten akurat wychodził z domu. Chciał gdzieś z nim wyskoczyć. Wywnioskowałam, że dziewczyna musiała być na studiach, studiuje zaocznie, więc wszystko pasowało.
Miałam poważny dylemat, nie wiedziałam czy przyjąć to zaproszenie, czy nie. Śmieszne, prawda ? Przecież to niby nic nie znaczy... Dla mnie jednak wiele. Szukałam plusów i minusów.
Plusy:
+ wyświetli mu się kiedy obchodzę urodziny, ale tu od razu minus: pewnie i tak nie złoży życzeń i będzie mi smutno.
+ i - się równoważą, więc nota bene powyższy punkt ma wartość zerową.
Minusy:
- będę świadkiem rozwoju jego związku, chcąc nie chcąc zobaczę foty z dziewczyną, komentarze, opisy.
Ale i tak go podglądam, a skoro siostra ma go w znajomych, pewnie prosiłabym ją, by donosiła mi, co u niego nowego...
Przyjęłam to zaproszenie dziś rano. Ach, będzie co ma być. Okazało się jednak, ze niedługo po mnie zaproszenie przyjęła również poprzednia jego dziewczyna. Byłam do niej porównywana wielokrotnie, nawet po rozstaniu: "Po zerwaniu z nią chorowałem 2 miesiące, po Tobie nic, zero smutku. To o czymś świadczy." Gdybym zobaczyła ją w jego znajomych wcześniej, na pewno bym nie przyjęła go do swoich. Teraz okropnie żałuję. Myślałam, że przez szacunek do mnie chce, byśmy żyli w zgodzie, jednak okazało się, że nie ma w tym nic wyjątkowego...Jestem wśród jego byłych. Tyle i tylko tyle.
"Są chwile, które chciałbym wymazać lecz,
Ktoś numerował strony, oszukać nie da się.
I dzień po dniu jest częścią mnie niezmiennie,
Zdarzeń zbiór napędzających się wzajemnie.
Po między nimi ja, w centrum tworzeń dat,
Chciałbym pojąć jak, działa cały świat.
Przyszłość wiarę daje, póki jest nieznana,
Wieczność puchem wielkich planów wysłana."
Wczoraj przekonałam się, że nie jestem jeszcze gotowa na wyjście między ludzi. Wśród najbliższych memu sercu - owszem, ale nie w obecności panów: A. i S. Byliśmy na kręglach, na dzień dobry usłyszałam nowinę, że Krzyś spotyka się z Dorotką. No, przynajmniej przestał szukać szmat. Czyżby to była już TA, z którą chce wić gniazdko? H** wie. To właśnie myślę na ten temat. Jestem zdenerwowana. Nie mogłam wczoraj zasnąć. Cały wypad okazał się również klapą, bo nie potrafiłam się rozluźnić wiedząc, że S. pracuje z moim ex i może mnie oceniać. A wypadłam raczej nieciekawie wdając się z nim w nieustanną polemikę. Albo ja jestem jakaś nieprzystosowana do społeczeństwa, albo po prostu wypady z kolegami byłego faceta z góry są skazane na porażkę. Ja jestem taki ślimak Winniczek, jak mi się coś nie spodoba, chowam się do skorupki, do której nikt oprócz mnie - nie ma wstępu.
Zanim skończyłam pisać ten wpis, zostałam wmanewrowana w wieczorne wyjście na kawę z A. Biedactwo zostało porzucone przez kobietę i chce mi się wypłakać, bo "tylko ja go zrozumiem". Kurde. Na prawdę muszę popracować nad asertywnością. To nie jest moje towarzystwo! Źle się czuję w jego obecności, muszę stwarzać pozory itp. Wieczorne wyjście to ostatnia rzecz, na którą mam dziś ochotę. Szybko go odbębnię, by mieć coś jeszcze z wieczorka. Jejku... jaki dziś mam zły dzień :( I jeszcze ten A.
Za dużo mnie kosztuje to wszystko.
Co mi to daje, że kolejny dzień z rzędu zadręczam się ? Że słucham smutnych piosenek i płaczę. I rozmyślam. I wspominam. I piszę dołujące notatki. I wklejam smutne obrazki. Hm ? No co mi to daje ?! Kiedy ja pogrążam się w smutku, on cieszy się z życia, wychodzi wieczorami, spędza czas z dziewczyną, odczuwa motylki w brzuchu i tą fajną euforię... Więc kto z nas dwojga jest wygranym, a kto przegranym ? Ja już wiem... Dlatego, że szkoda mi siebie - biorę się w garść. Noworoczne postanowienie realizuję już od 2 dni - dzięki temu 'przedsięwzięciu' skupiam się wyłącznie na sobie, tylko o sobie myślę w tym momencie - NIE o nim. Bo cóż ja zrobiłam równo 2 miesiące od rozstania ? Zupełnie NIC. Tkwiłam w martwym punkcie, a te dni już przecież nie wrócą... Za miesiąc, gdy ktoś spyta mnie o to samo, wykrzyczę: "OSIĄGNĘŁAM SUKCES!". Bo ja wiem, że tak będzie, kolejnej porażki nie zniosłabym. I wtedy okaże się kto jest przegranym, a kto wygranym...Zaczynam otrząsać się z ostatnich wydarzeń. Ten rok będzie mój :)
nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół,
i nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś,
ale dobrze, że nie wiesz co u mnie,
bo pękło by Ci serce.
Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół,ale...
(...) moja miłość zgaśnie, gdy naprawdę będę chciała iść sama.
Gdy bez Ciebie będzie łatwiej, gdy bez Ciebie będę mogła być tam, gdzie mieliśmy iść razem - zawsze,
gdy przestaniesz tak naprawdę znaczyć już cokolwiek dla mnie.
Gdy przestanę myśleć o czym myślisz i gdzie idziesz... :(

"Boże dziękuje Ci, za wiarę jaką mnie obdarzyłeś bez Ciebie o wiele trudniej iść i jakoś działać w dzisiejszej wczorajszej i jutrzejszej sytuacji. Boże ! Ty wiesz o co ja Cię proszę. O to co wieczór Cię proszę. Wszechmocny daj siłę i wiarę, zdrowie i moc, ukojenie duszy i serca Aniołowi w ciele pięknej kobiety, mojej S. zabierz proszę wszystkie jej troski i lęki, smutki i łzy, ból serca. Skleć proszę jej biedne małe pęknięte z miłości serce a jemu daj rozum i spraw, żeby swój błąd zrozumiał i sam sobie dał cios w sumienie. przepraszam Boże ale moje serce pęka za każdym razem kiedy czytam 'nieboskłon nad inną planetą niż ziemia', za każdym razem kiedy jednen z portali internetowych pokazuje, że mam w skrzynce wiadomość. BOŻE! proszę Cię pomóż. (...)"
M.S. nie potrafię wyrazić słowami tego co czuję, tylko ja to wiem...Dziękuję!

Tak jak napisałam po prawej - staram się kreować swoją przyszłość świadomie. Obserwuję, że to co nastąpi, często jest wynikiem intensywnego myślenia na dany temat. Niestety to, czego się boimy, stwarzamy najłatwiej. Dlaczego? Bo myślimy o tym intensywnie, ze strachem, nie zdając sobie sprawy, że poświęcamy temu większą część dnia. I to właśnie materializuje się w naszym życiu. Twórcza moc myśli. Ot co. Może to być modlitwa czy marzenie na jawie, ważne by przepełniała nas wiara w osiągnięcie celu i wdzięczność. Technik jest mnóstwo. Jako, że lubię aniołki, kiedyś postanowiłam się z nimi komunikować za pomocą obrazków. Najpierw narysowałam serce, a po obu stronach męski i żeński symbol płci. Później obok stanowiska pracy nakleiłam mężczyznę wyciętego przez moją siostrę z gazety (zdjęcie powyżej). Wisiał tam od ponad roku, a ja codziennie chcąc nie chcąc patrzyłam na niego. Początkowo z wielką fascynacją i zachwytem, później już całkiem nieświadomie. Nawet nie śniłam, że właśnie on pojawi się w moim życiu. A jednak. Gdy poznałam K. i przyglądnęłam się mu już całkiem uważnie - oniemiałam. Przecież to mój pan z obrazka! Uwydatnione kości szczękowe, mocne linie brwi, migdałowe oczy, taka sama fryzura i kolor włosów, kształtny nos, szerokie barki, wyrzeźbione mięśnie brzucha... Nie do wiary.
A teraz popełniam najtragiczniejszy błąd. Zapominam o tym co mi się przytrafiło, o tym, że przez pozytywne myślenie można zdziałać cuda (dowodów na to jest mnóstwo, uzdrowienia, efekty placebo itp!) Pogrążam się w złych myślach, boję się, że zobaczę K. z dziewczyną, że będzie zajebiście szczęśliwy itp. I proszę bardzo, niedawno - spotkany w Wadowicach, jechał z randki. W sobotę - widziany z dziewczyną, o 24...Wszystko się tak ułożyło, co do sekundy, że musieliśmy się mijać. Kiedy z nim chodziłam, największym wrogiem była dla mnie jego wcześniejsza dziewczyna. Gdzie się nie ruszyliśmy - ZAWSZE ją spotkaliśmy. Kiedyś na imprezie doświadczyłam dziwnego stanu. Wszystko było ok, nagle rozbolał mnie okropnie żołądek i zaczęły drżeć ręce. Nie wiedziałam dlaczego. Za chwilę wchodzi ona. Zwykle tam nie bywała. Dlatego właśnie im więcej się czegoś obawiamy tym szybciej to przyciągamy. Nie potrafię pozytywnie myśleć, nie wierzę, że założę kiedyś rodzinę, że jeszcze jest jakiś facet na świecie, który tak mi się spodoba. Za to wierzę, że kiedyś mi to minie i powrócę do swojego optymizmu...
«Gdybyście mieli wiarę wielkości ziarnka gorczycy i gdybyście tę wiarę, która jest kosztowną perłą, strzegli w waszych sercach – nie pozwalając jej sobie odebrać przez nic ludzkiego ani nadludzkiego i złego – wszyscy moglibyście powiedzieć tej potężnej morwie, która ocienia studnię Józefa: „Wyrwij się z korzeniami i przesadź się między morskie fale”.»
Bo przecież z wiarą wielkości ziarnka można góry przenosić...
Ból fizyczny a ból psychiczny. Gdy boli ząb - wyrywa się go. A gdy boli serce i dusza ? Znów zaglądam na jego profil. Znów mam duszności, kłopoty ze snem i brak chęci do pracy. Nic mi się nie chce, jeśli coś mnie cieszy, to tylko na chwilę. Jak mam uleczyć złamane serce ? Jakie jest na to lekarstwo ? Kiedy ja nawet nie wierzę w to, że spotkam jeszcze kogoś. Nie mam z kim wychodzić, siedzę ciągle w domu, przed kompem. Wychodzę jedynie do kościoła, ale nawet młodsza siostra nie chce mi towarzyszyć. Czuje się samotna :( Byłam samotna 3 lata i dobrze wspominam ten czas. Poznałam siebie, odżyłam, robiłam to, na co miałam ochotę. Miałam wiarę w życie, w przyszłość. Zamarzyłam sobie Hiszpanię - poleciałam sama na trzytygodniowy kurs językowy. Nie lecąc nigdy samolotem, rzuciłam się na głęboką wodę - leciałam z Pragi, by wiedzieć jak się zachować, naśladowałam zachowania innych. Nie rozumiałam stewardes, mówiących po czesku i hiszpańsku. Jestem z siebie dumna. I tęskno mi za tamtą S. Dziś na samą myśl o moich planach związanych z firmą - zbiera mnie na wymioty. Na prawdę. Teraz jestem samotna 2 miesiące i nie mogę tego znieść, każdy wieczór się dłuży, każdy poranek jest dla mnie smutny. K. już mnie nie wita, nie pisze na dobranoc. Nie tuli, nie trzyma za rękę, nie patrzy i nie głaszcze po policzku...A czym była jego czułość, skoro nie kochał mnie właściwie. Panie Boże dlaczego mi się to przytrafiło ? Zawsze kieruję się sercem, nie szukam korzyści materialnych wiążąc się z kimś. Nie miałam złych zamiarów i nie kierowały mną negatywne emocje. Zatem dlaczego takie coś mnie spotkało ? :(
Witam w Nowym Roku 2010 :) Zmiana daty rozbudza nasz apetyt na poznanie przyszłości, na każdym kroku zasypują nas slogany "Co Cię czeka w nadchodzącym roku", "Poznaj swoją przyszłość" itp... Czy ja wierzę w horoskopy ? Kiedyś chciałam być dziennikarką, wyobrażam sobie, że nie raz musiałabym wymyślać czyjąś przyszłość w brukowcu. No tak, łatwo przecież napisać kilka uniwersalnych zdań, które potem można dopasować do wielu sytuacji. Kupuję dużo kolorowej prasy i zawsze przeczytam sobie horoskop. W złe przepowiednie nie wierzę i szybko o nich zapominam. Dobre zapamiętuję i służą mi one jako swego rodzaju afirmacja. Pozytywny przekaz, choćby był wysnuty - nie może zaszkodzić. Mój horoskop na 2010. r nie zapowiada wielkich fajerwerków jeśli chodzi o miłość. Dlatego szukam co raz to innych przepowiedni, z których wyciągnę jakieś super-motywujące zdanie i będę się go trzymać :) Parę dni temu pomyślałam "Ciekawe, czy zeszłoroczne przepowiednie mi się sprawdziły", weszłam na pierwszy lepszy horoskop z 2009 r.i proszę:
Masz w tym roku szczęście! Wenus, planeta związków i miłości, przebywa bardzo długo, bo aż pięć miesięcy w twoim znaku, przez co obdarzy cię urodą, wdziękiem i powodzeniem u płci przeciwnej. Od 3.02 do 11.04 i od 24.04 do 6.06 masz okazję odmienić swój miłosny los. Jeśli jesteś samotny, spotkasz wtedy swoją drugą połówkę (poznaliśmy się końcem stycznia, 1go lutego umówiliśmy się). Czas się ustatkować i wreszcie podjąć ważne decyzje. Pierwsza połowa roku sprzyja oświadczynom, ślubom, odnawianiu przysiąg małżeńskich i staraniu się o dziecko (było wiele rozmów na temat ślubu i wspólnej przyszłości właśnie w pierwszej połowie roku...).
Jowisz w sekstylu do twojego znaku sprawi, że twoim uczuciowym sprawom sprzyjają przyjaciele i zagraniczne wyjazdy. Jeśli więc spotkasz kogoś wyjątkowego na wakacyjnym wyjeździe lub dzięki pośrednictwu przyjaciół, nie wahaj się i wejdź w ten związek. To może być twoja życiowa szansa. Nie zmarnuj jej.(Poznaliśmy się przez moją przyjaciółkę, która kiedyś z nim się kumplowała).
Barany w stałych związkach mogą trochę zaniedbywać swoich partnerów. Nie pozwól, aby spotkania z przyjaciółkami czy wypady z kolegami popsuły ci wartościowy związek. Jeśli nie zorientujesz się w porę, że coś jest nie tak, twój związek może wejść w fazę kryzysu w listopadzie i grudniu (zerwaliśmy 7 listopada). Jeśli natomiast będziesz pielęgnować wasze uczucia za pomocą wspólnych wypadów na weekend, wakacji czy codziennych intymnych rozmów, koniec roku przyniesie ci okazję do podjęcia wspólnej przełomowej decyzji: zamieszkania razem, kupna mieszkania, zdecydowania się na dziecko czy zrobienia czegoś, z czym zwlekaliście od dawna.


