
Pierwsza "Zołza", którą kojarzę, to ta potężna kobieta z popularnego kiedyś w TVNie "Big Brothera". Nawet nie pamiętam jej z imienia i nazwiska, wiem, że miała taki pseudonim. Była twardą babką, pozbawioną kobiecości. Przez kolejne lata z nią właśnie kojarzyłam to pojęcie. W połowie listopada zaczęłam przesiadywać na kafeterii. Szukałam odpowiedzi na pytanie "co ze mną nie tak". I wtedy pewna czytelniczka mojego bloga :) podesłała mi ebooka "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy". Oto nadeszła odpowiedź, BOLESNA prawda! W związku z mężczyzną byłam po prostu za dobra, pokazywałam jak bardzo mi zależy i że życie straciłoby sens, gdyby on odszedł. Nie przeczytałam książki w całości, nie wytrzymałabym tego nerwowo :D. Bo schemat w niej ujęty obserwuję od wielu lat, przyglądając się swoim związkom i związkom przyjaciół. Zwykle jest tak, że jednej osobie zależy bardziej. To ona częściej skłonna jest do kompromisów, łagodzi konflikty, wyciąga rękę do zgody, nawet gdy wina leży po drugiej stronie. Sama wyciągając nauki ze swoich doświadczeń, doszłam do wniosku, że idealny związek to taki, w którym obie osoby darzą się taką samą dawką uczucia. Żadna ze stron nie daje więcej, żadna nie daje mniej. We wszystkim najlepsza jest przecież RÓWNOWAGA. I wtedy taki związek można brać za wzorcowy. Ileż jest par w średnim lub podeszłym wieku, które spacerując trzymają się za dłonie, patrzą na siebie z iskierką w oku. To właśnie Ci szczęśliwcy.
"Miłość jest jak cień człowieka, kiedy ją gonisz - ucieka, kiedy uciekasz - to goni."
To charakterystyka niedopasowanego związku. Tak jak mojego z K. Goniłam tą miłość, a nie dostając tyle ile bym chciała, czułam rozczarowanie i żal. Jego z kolei zalewała fala mojej miłości i czuł się zniewolony. Porażka. Dopiero teraz to widzę.
Ale jakie z tego wnioski? To znaczy, że mam się bronić przed zaangażowaniem, hamować, ukrywać swoje uczucia, by czasem zbytnio się nie otworzyć i pokazać facetowi ile dla mnie znaczy ? Mam nie być sobą ? Ależ skąd! Prawdziwa miłość obnaża nas ze wszystkiego, nie można nią manipulować! Nie zamierzam szczędzić przyszłemu partnerowi ani troski, ani zainteresowania, ani miłości! Czy nie powinno się podchodzić do każdego związku jak do tego pierwszego, czystego? Kiedyś powiedziałam, że już nigdy nie będę taka dobra dla faceta. Ktoś powiedział mi wtedy: Jeśli gdzieś tam czeka Twoja druga połówka, dlaczego chcesz się na niej zemścić za te pseudo-związki? Jedyne co muszę wbić sobie do swojego łebka po lekturze ebooka: NIE TRACIĆ SIEBIE! Nie zapominać o własnych przyjemnościach! Muszę się przyznać, że zawsze wszystko tak organizowałam, by znalazł się czas dla niego. A on? Wszystko było ważniejsze, absurdalna 'robota' przy domu, wielogodzinne wypady na ryby, na końcu ja - jeśli starczyło czasu. Kiedy jednak ja miałam jakiś plan, on akurat wtedy bardzo chciał się spotkać, więc swoje sprawy załatwiałam z wywieszonym jeżykiem. Nie mógł przecież długo na mnie czekać. Oj głupia ja...
"I would pray for god daynight if he gives me wife like this." Ktoś kiedyś tak napisał mi pod zdjęciem w ogólnoświatowej googlowskiej galerii. To nic, że był to jakiś okropny Pakistańczyk, Albańczyk, bądź Afganistańczyk afiszujący się w internecie zdjęciami prezentującymi zarzynanie krowy!! W zasadzie nie potraktowałam tego jako komplement, a raczej jako wskazówkę. Chcę być dla kogoś kimś tak cennym i ważnym...i jestem tego godna, jestem tego warta! "Dla całego świata możesz być nikim, dla kogoś - całym światem." A więc...czy to nie jest wielka rzecz, znaczyć dla kogoś wszystko ?
Nasłuchałam się dziś wiele komplementów od Ani :) Przypomniała mi kim byłam, zanim poznałam K. Jaka byłam w dzieciństwie, jaka byłam zawsze... Znamy się od 5 roku życia! Więc wiele może o mnie powiedzieć :) Dziękuję!
Nie zaglądam na profil K. Wstyd się przyznać, ale każdego dnia wchodziłam tam kilkadziesiąt razy... Idąc spać, patrzyłam na zmiany. Potem nie mogłam zasnąć, kręciłam się na łóżku, by jeszcze raz sprawdzić co nowego... bo może akurat przyszedł z popołudniówki i ma nową pinezkę? Dopiero wtedy zasypiałam. Budząc się po 6. zanim dotarłam do łazienki - pierwsze wchodziłam na nk. Tragiczna obsesja...Od dwóch dni nie zawitałam na jego profil. Mało? Dla mnie ogromnie dużo... To być może o 100 mniej odsłon jego nk! Najważniejsze, że nie muszę walczyć sama ze sobą, po prostu nie chcę już tam wchodzić. Nie interesuje mnie to. Niech ma kolejną laskę, niech ją kocha po pierwszej randce, niech ją nosi na rękach, niech sobie żyje...
Czuję, że to nie tylko mój sukces, chyba to Aniołki się napracowały :)

Okropnie wiele wydarzyło się w ostatnich dniach. Można powiedzieć, że odbiłam się od dna i teraz może być już tylko lepiej. Zrozumiałam nawet, że K. nie jest żadną wyrocznią, że nie ma prawa mnie oceniać. A jeśli już tak bardzo chce, to nie może mi tym zrujnować życia. Nie mogę uznawać jego słów za święte... Co z tego, że powie mi: "Ona jest 100x ładniejsza od Ciebie"? Nie muszę podobać się jemu tak bardzo jak ona. Mi wystarczy, że spodobam się jednemu, wspaniałemu człowiekowi i o to się modlę... A jakoś kto ją widział, to twierdził, że do pięt mi nie dorasta... Ale o gustach nie dyskutujemy :) Póki co, aniołek pomaga mi ugasić miłość do K. i wyleczyć z zazdrości, nienawiści. Jeszcze w Wigilię życzyłam mu jak najgorzej, dziś mówię "Powodzenia". Pracuję nad sobą każdego dnia, wiele godzin zajmuje mi rozmyślanie, ale widać efekty. Zawsze będę powtarzać, że czas leczy rany, a co nas nie zabije, to nas cholernie wzmocni! I może przez 2 miesiące byłam najnieszczęśliwszą osobą pod słońcem, dziś, kiedy patrzę na to wszystko z większym dystansem, myślę sobie: "Nie stało się nic tragicznego." Bo bólu się nie pamięta. Co będzie dalej ? Czy nie wrócą wspomnienia, czy nie nasili się samotność, czy nie pojawi się rozgoryczenie lub zazdrość gdy zobaczę go z inną? Nie wiem. Nie zastanawiam się nad tym. Zupełnie nie chcę o tym myśleć, bo zwykle moje negatywne myśli szybko się materializują. No i nie potrafię sobie wyobrazić kolejnego związku. Pewnie dlatego, że teraz kieruję się rozumem, ale gdy spotkam kogoś, to do głosu dopuszczę ukochane serce.
Cieszę się, że powoli odzyskuję dawną pewność siebie. W dużej mierze to zasługa otaczających mnie przyjaciół, którzy znosili moje lamenty, wspierając mnie niestrudzenie.
Nadchodzi nowy rok, trzeba zostawić za sobą przeszłość...Zacząć chodzić na basen, a na wiosnę siadać na rower :):)
O, bardzo święty Archaniele HANIELU, którego imię pachnie jak najsłodszy kwiat z rajskiego ogrodu Pana, ja S. wzywam Cię przez Jego święte imię, które jest JAHWE, abyś mnie wysłuchał. Spraw, aby Pan - sam będący Miłością - sprowadził dla mnie miłość prawdziwą i szczerą. Niech do duszy tego, który będzie ze mną, nie wkradnie się żadne zło mogące zakłócić naszą radość. Daj nam nowe serca, aby biły zgodnym rytmem nowego życia i połącz je na wieki. Niech Twój święty i ognisty miecz przetnie dotychczasowe niepowodzenia, a źródłem wszelkiego dobra niech będzie Boży Duch. Osłoń nas swoimi anielskimi skrzydłami od błędów i pomyłek. Jeśli w zamysłach Bożych kobieta i mężczyzna zostali dla siebie stworzeni, proszę Cię, Archaniele HANIELU, patronie miłości, wybierz dla mnie istotę i postaw ją przede mną, a ja w radości mojej wielbić będę i błogosławić imię Twoje.
Amen
Wybacz mi uczucie nienawiści...
Wczoraj dobrze, dzisiaj źle. Czekałam na życzenia, naiwna!! Wszyscy mówią, że święta to szczególny, wyjątkowy dzień. Chciałabym mu wybaczyć, ale nie dam rady. Żal zostanie pewnie na zawsze. Ja nie wysłałam życzeń, chyba to oczywiste, bo czuję się pokrzywdzona. Ale on? Nic mu nie zrobiłam. Nie cierpię go!!! Na pewno nawet o mnie nie pomyślał. A teraz siedzi gdzieś z kumplami na piwku. Hm, ale nawet Klimat jest zamknięty, pewnie umówił się na domówkę (był widziany pod barem z kolegami).
Chciałabym, by był mi obojętny. Boże, jak ja tego pragnę! Źle mi z tą nienawiścią, zazdrością, zawziętością, smutkiem... Dlaczego mnie się to przytrafiło, dlaczego ja muszę cierpieć?? Tylko dlatego, że byłam za dobra i że nie byłam jego ideałem pod względem fizycznym ? Nie zrozumiem nigdy czemu się ze mną wiązał! Nie zrozumiem czemu tyle obiecywał! Żałosny!!!!! Ja go chyba po prostu nienawidzę ;(
"If you are not happy here and now, you never will be".Taisen Deshimaru
Po pierwsze Kasiunia wraca na Wigilię, więc jestem szczęśliwa :) Po drugie już jadąc do niej w odwiedziny, rozpierała mnie energia gdy włączyłam tylko radio. Chce mi się tańczyć!Tyle dobrze, że słuchanie ulubionej muzyki tak szybko wyzwala produkcję endorfin :)
Dostałam dziś ochrzan od Agi, że nadal myślę o K. Faktycznie powoli robi mi się wstyd za to. Nawet Kubuś Puchatek o małym rozumku już dawno by pojął, że nie warto :)
Zaczynam znów czuć to fajne uczucie od środka. Taka fala pozytywnej energii. Nadziei na lepsze jutro. Impulsu niosącego wiarę w siebie. Powoli znów przypominam sobie o swojej mocy. Trzeba się w końcu odbić od dna... Trzeba wykorzystać swoją siłę.
Mimo ostatnich wydarzeń - Kasi w szpitalu, nerwówki w domu, wielu wydatków, gdzieś w tle dzieje się coś pozytywnego. I tak też miałam wcześniej, mimo wszystko chowałam w sobie optymizm. Ale nie potrafię tego przenieść jeszcze na sferę uczuć - tu gdy dzieje się coś negatywnego - szybko się załamuję.
"Nic się nie dzieje przedwcześnie
I nic się nie dzieje za późno.
Wszystko się dzieje w swym czasie, wszystko...
Wszystkie uczucia, spotkania, odejścia, powroty, czyny i zamiary...
Zawsze właściwą godzinę biją boże zegary"
22:30, sąsiednie miasto, W. Na wysokim biegu, z głośną pracą silnika, wolno wymija nas On. Rejestracja się zgadza. Jedziemy w tym samym kierunku. Ależ było moje zdziwienie. Ten Krzyś co bał się jeździć, co zawsze musiał być wyspany do pracy - dziś zasuwał pewnie po oblodzonej drodze od swojej nowej Sabinki mieszkającej w jakiejś tam wsi. Nie miał ani na popołudnie, ani na nockę. Przed świętami podobno w pracy sajgon, więc musiał mieć na rano. Pobudka o 4. Nigdy nie został u mnie do tak późna, kiedy rano była praca. A gdy zostawał na noc - o 20 już spał.
Zniknął za kolejnymi pagórkami. Światła w I. Czerwone. Dojeżdżamy do niego. Wolno się zbierał, więc myślę - wyprzedzam. Ale nie. Frajer dodał gazu.Spełzło. W A. powinien jechać główną drogą, ja skręcałam w lewo, do domu. W ostatniej chwili skręcił na nasz pas. Nie mogłam znieść tej drogi, kolana mi się trzęsły. Aż nie wytrzymałam i dałam po klaksonie. Niebawem na rondzie znów skręcił, wracając na główną (totalne kółko...)
Tak, myślałam, że to wszystko pokazówka. Całe konto na nk ma zablokowane, tylko pineski upublicznił. Żebym widziała, że ona ma go w sercu, a on ją. I ja nadal byłam spokojna, bo na 99% poznali się w necie i myślałam, że zostaną wirtualnymi znajomymi...Bo przecież ona mieszka z 15 km stąd, a teraz zima idzie, auto ma stare, może coś mu zamarznie, możne się wystraszy białej drogi. Może ona ma chłopaka, bo jeszcze niedawno dawała komentarze z wyznaniami miłości komuś. Niedawno, a może już dawno. Bo on też niedawno mówił mi różne rzeczy...
Przypadek czy przeznaczenie ? Czy to mi ma pokazać, że tak szybko zapomniał ? Czy jemu coś uświadomić?

"Kiedy się czuje pociąg fizyczny, nieczystą namiętność fizycznych kształtów, to nie jest miłość. Miłość jest pożądaniem czyjejś duszy."
Teraz goni za pustymi laskami z wywieszonym językiem jak piesek. Sztuczne, wymalowane, zepsute, głupiutkie, młode, naiwne, wypinające się na każdym zdjęciu pokazując biust, prowokując pozycją, brzydkie, ale łatwe. Zwierzęcy pociąg. Trzeba użyć życia. Młodość zdarza się tylko raz...Więc jeśli "największym magnesem jest Twoja boska duszyczka" to czy... to była prawdziwa miłość ?!
Ale to już za mną. Teraz może być już tylko lepiej. Rana się zagoi szybko, ale blizna pozostanie już na całe życie. Niestety.
Wczoraj pisałam, że przyszedł w końcu ten dzień, w którym nie zadręczałam się już myślami o nim. Dopuściłam do siebie inne tematy. Przed snem nawet zaczęłam wyobrażać sobie mojego Księcia z bajki. Jaki będzie, jak będzie się do mnie odnosił, zwracał, jak będę się z nim czuła. Nie myślałam wtedy o K. Oczyściłam umysł. I wtedy właśnie przyszło rozwiązanie, którego szukałam od 7-go listopada, a którego on za nic w świecie nie chciał mi zdradzić... Było już po północy. Odpaliłam laptopa, podłączyłam iPhone'a. Wyszukałam najdawniejszą kopię zapasową - sierpień. Musiałam dokopać się do wiadomości z 29. kwietnia. Tak uspał moją czujność, komplementował, zabijając swój wewnętrzny popęd, oszukując siebie i mnie, że zapomniałam już o tym smsie. Wszystko stało się krystalicznie czyste jak łza... Mam odpowiedź. Dotarłam do mety. Półtora miesiąca zadręczałam siebie i bliskich, myślałam 16h na dobę, śniłam koszmary przez pozostałe 8h. Styki mi się przepalały, para leciała z uszu...Koszmar psychiczny.
Przypomina mi się motyw z filmu "2012", jeden z niewielu wartościowych przekazów w tym obrazie - gdy do tybetańskiego mnicha przychodzi młody chłopiec proszący o wskazanie właściwej drogi. Starzec napełnia filiżankę herbaty po brzegi, aż płyn zaczyna wylewać się na tacę. Czara przebrała. Metafora ludzkiego umysłu. Znamy odpowiedzi na każde pytanie, jednak by je usłyszeć, najpierw trzeba wyciszyć umysł.Nie znam recepty na to - samo się stało. I jak nigdy wcześniej czuję, że to właśnie sedno, że to jest ta odpowiedź, że nie ma sensu doszukiwać się innych ewentualności. To jest to. Wszystko się składa w jedną całość.
W życiu nie ma GAME OVER, jest tylko NEXT LEVEL. Jest mi lepiej.
"... cały ten świat nie znaczy nic. Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil.
Żyj z całych sił, i uśmiechaj się do ludzi,
bo nie jesteś sam.
Śpij, nocą śnij, niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi, teraz śpij.
Niech dobry Bóg zawsze Cię za rękę trzyma,
kiedy ciemny wiatr,
porywa spokój, siejąc smutek i zwątpienie, pamiętaj że ..."
Wczoraj odwiedził mój profil na nk, dziś znów śniło mi się rozstanie. Inny scenariusz, te same emocje. Ale wstałam i nie myślałam już o tym koszmarze w ciągu dnia. Kolejny lepszy od wczorajszego dzień. Mniej myślenia, analizowania, domysłów, obaw. Po co mi to? Co to zmieni? NIC.Trzeba żyć dalej, ciągle do przodu.Ach gdybym tak mogła przewinąć moje życie jak film na podglądzie. Gdybym zobaczyła siebie za parę lat spełnioną, dziś nie miałabym zmartwień. Mi tylko zależy na tym, bym ja i moi najbliżsi byli szczęśliwi. Nie chcę być samotna i smutna.
Wczoraj sprzątając, znalazłam walentynki od W. "Jesteś najcudowniejszą osobą na tym świecie, kocham Cię S.!" Może dla kogoś byłam tylko przystankiem, lekiem na nieudany związek, przejściówką, pocieszeniem, nauczycielem, zabawką. Ale to wcale nie znaczy, że jestem do niczego, że jestem beznadziejna. Dla kogoś byłam kiedyś najwspanialsza. Ta Walentynka pokazała mi też drugą stronę medalu. Wysłana parę lat temu dowodzi, że nic nie trwa wiecznie...
A ja teraz potrzebowałabym kogoś, kto mógłby mi tak zaśpiewać:
"I nawet wtedy, kiedy jesteś sama tak jak ja, nie pozwolę Ci się bać. Ja będę tam, tak jak ANIOŁ. Nie bój się, to ja, będę zawsze przy Tobie."
Czuję się, jak żeliwny odważnik o masie 1 tony. Od snu o nim znów dużo myślę, jest mi źle. Nie potrafię zająć myśli niczym innym :( Mam wielki żal, że tak mnie skrzywdził. On nadal sądzi, że ma dobre serce. Dla mnie to człowiek pozbawiony uczuć. Nie chodzi o to, by mnie kochał. Mógł inaczej to wszystko rozegrać, mógł szczerze ze mną porozmawiać. W ogóle mógł nie wchodzić w ten związek. Czuję się oszukana.
„Kilka dni temu wieczorem odkryłam pająka uwięzionego za drewnianą boazerią w kącie mojej sypialni. Pająk poruszał się wolno, jak gdyby tkwił tam od dawna i nie był w stanie zdobyć pożywienia.
- Nie martw się, malutki – powiedziałam łagodnie.
- Wydostanę cię stąd.
Wzięłam chusteczkę i próbowałam delikatnie go złapać, by wynieść go do ogrodu. Ale on najwyraźniej myślał, że próbuję go zaatakować, i schował się za boazerią.
Nie zrobię Ci krzywdy – obiecałam, usiłując go złapać. Pająk jednak walczył ze mną, wymachują odnóżami i zwijając się w kulkę, a potem chciał rozbić się o drewno.
Nagle przestał się ruszać. Przyjrzałam mu się uważnie i zobaczyłam, że tak mocno się opierał, iż w rezultacie się zabił. Ze smutkiem wyniosłam go do ogrodu i położyłam pod krzakiem róży.
- Nie chciałam zrobić ci krzywdy – szepnęłam.
- Chciałam cię uratować. Przykro mi, że tego nie zrozumiałeś.
W tej samej chwili przez głowę przeszła mi zadziwiająca myśl : Czy w taki sposób Bóg myśli o mnie, o nas wszystkich?” Być może ta kochająca Siła kosmicznej inteligencji widzi, jak walczymy, cierpimy, martwimy się, i próbuje nas przenieść z niebezpiecznego miejsca w bezpieczne, ale my się opieramy, kopiemy i krzyczymy, narzekamy i zastanawiamy się, dlaczego zmusza się nas do zmiany. Być może jesteśmy tak jak ten pająk, który moją akcję ratowniczą wziął za atak, nie zdając sobie sprawy z tego, że gdyby po prostu poddał się biegowi wypadków, znalazłby się w pięknym ogrodzie.
Zmiany wołają do Ciebie.
Czy je słyszysz?
Czy je widzisz?
Tuż przed Twoimi oczami pojawiają się nowe drogi.
Czy wkroczysz na nie?
Jak mówi Talmud: A jeśli nie teraz, to kiedy?”
... nie wiesz jak wielką. Umierała długo, teraz rodzi się lekko. Nie dla Ciebie!
Ach troszkę z niedowierzaniem przyglądam się sama sobie. Czy to naprawdę ja? Wcześniej nie wyobrażałam sobie życia po zerwaniu, myślałam, że nie zniosę tego, że ciągle będę płakać, pisać do niego i prosić o rozmowę. Że nie będę w stanie pracować, jeść, spać. Widocznie "przedsmak zerwania", ostatnia kłótnia przed pamiętnym 7 listopada (końcem września), umocniła mnie. Co nas nie zabije to nas wzmocni! Obiecałam sobie wtedy, że muszę odzyskać siebie, muszę pracować nad tym, by nie ograniczać się tylko do niego, uzmysłowić sobie, że nasz związek może nie trwać wiecznie... Może gdzieś przez skórę czułam, że i tak zerwie? Nie wiem... Nie mogę skupiać się na przeszłości, bo dni uciekają mi przez palce. Muszę żyć tu i teraz, dla własnego dobra, dla własnej ochrony.
No i spadły mi klapki z oczu. Toksyczność tego związku była bardzo wysoka. Kiedyś wydawało mi się, że posiadanie partnera podwyższa moje poczucie wartości. Heh, ten partner akurat obniżał moją samoocenę. Minął miesiąc od rozstania, a ja patrzę na siebie dużo łaskawszym okiem niż będąc z nim. Nie raz chciałam mu się przypodobać jakimś uczesaniem, a on na "dzień dobry" skrytykował fryzurę.Sprawianie przykrości w stosunku do sprawiania przyjemności było wprost proporcjonalne. Co za bezsens! Znowu mogę być sobą.
"Ja wiem, że nikt nie może być lepszy ode mnie. Owszem, może robić coś lepiej. Może na czymś lepiej ode mnie się znać. Ale nie może być lepszy.
Nie może, ponieważ jestem jedyny i niepowtarzalny. Nie mam więc powodu nikogo małpować ani nikomu zazdrościć. Nie ma nikogo, kto mógłby ze mną konkurować. Bo nikt nie jest tak samo unikalny, jak ja.
Nie piszę tego po to, żeby się reklamować, ale po to, żeby dać przykład właściwego myślenia. Właściwe myślenie zakłada, że i ja nie jestem lepszy od kogokolwiek!"
L.Żądło
Przez ten miesiąc dużo siedziałam na kafe. Wczoraj załamana, zrozpaczona, szukałam odpowiedzi w doświadczeniu innych. Czy wróci? Po jakim czasie? Jak sobie radzić? Kiedy zapomnę? Przerażały mnie liczby. Rok, dwa, cztery. Czy to nigdy się nie skończy? Z zazdrością patrzyłam na dziewczyny, które z tego wyszły. A dziś? To ja dostaję słowa uznania "jak Ty to zrobiłaś? Musisz być silna..." Wsparcie bliskich, nie tłumienie złych emocji, brak kontaktu z ex, dużo, dużo przemyśleń i chyba... miłość do siebie. Bo tak bardzo nie chcę pozwolić by ktoś zrujnował mi życie...
Wiara w siebie.
Nadzieja na lepsze jutro.
Miłość zawsze i wszędzie.
Jeśli ktokolwiek z kafe czasem tu zagląda, a wiem, że wpadacie - życzę tego samego - szybkiego powrotu do pionu i wiary, że coś się kończy tylko po to, by zaczęło się coś o wiele lepszego :)
Nie ma co rozmyślać. Są ludzie, którzy konsekwentnie idą drogą cierpiętników-męczenników. Potrzebują jak powietrza zdrad, kłamstw, kłótni. Skoro po związku z dziewczyną, która serwowała mu takie wrażenia, on cierpiał, a po związku ze mną podobno nie - to ok. Widać, to właśnie jego ścieżka. Jedyna dobra wiadomość, to taka, że podobno wyjeżdża po nowym roku. Cieszę się niezmiernie. Może oznacza to, że poznał kobietę dla której chce się poświęcić, wybudować Sasankę i założyć rodzinę. Trudno. Ja to już też przerabiałam. I cokolwiek to oznacza - niech spada. Przynajmniej nie będę się stresować, że go spotkam na mieście za rękę z inną. I co raz bardziej, zamiast zazdrościć to współczuję tej "innej". Wkręca sobie facet takie śruby, że głowa mała... ciężko z nim wytrzymać. Szkoda gadać.
"Dziękuję bogom obcym mi z imienia,
Za duszę moją hardą,
Wyciosaną z niepodatnego toporom kamienia.
(...)
Sternikiem swych losów jestem sam,
Własnej duszy kapitanem."
[Invictus]
K. miał przywieść kartę wieczorem, jak mnie nie będzie. Zaczęłam szykować się na wyjście, ubrałam nową koszulkę, umyłam włosy. Chwytając za suszarkę usłyszałam dobrze mi znany dźwięk silnika. Odchylam firankę, to on. Biegiem na dół. Skoro już jestem w domu...Odebrałam kartę nie widząc nawet jego twarzy, podawał mi ją jakby w zwolnionym tempie. Podziękowałam, zamknęłam drzwi samochodu. Pewnym krokiem wracałam do domu. Bez jakiegokolwiek zawahania, bez myśli, by się odwrócić ostatni raz. Ta karta to była ostatnia rzecz wspólna, już nie będzie potrzeby kontaktu. Coś zostaje w tyle. Coś staje się przeszłością.Odjechał.
"Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Jeśli wróci - jest twoje. Jeśli nie - nigdy twoje nie było."
Godzę się na to wszystko. Nie chcę się oszukiwać. Ale bez bliskich nie dałabym rady. DZIĘKUJĘ!!
Wczoraj kino i Klimat. Tonąca w zielonych laserach i przenikającej ciało muzyce oderwałam się na długą chwilę od rzeczywistości. Było wspaniale!!
Dziś mijają 3 tygodnie. Jest o niebo lepiej... Nie wierzyłam, że to kiedyś powiem :)Na pewno nie raz zdarzą się jeszcze słabsze dni, ale oby jak najrzadziej :>
Zaczynam znów wierzyć w siebie! I czuć, że jedyną osobą z nas dwojga, która straciła na tym rozstaniu, jest ON.
Ostatnie dni ograniczały się do zbierania informacji...Wszystko co powiedział komuś,to czego się dowiedziałam - NIE POZOSTAWIA ZŁUDZEŃ...Nie ma tu ukrytych znaczeń, "nie" znaczy "NIE"! Podsumowując:
- NIE jestem w jego typie,
- NIE pasuję do jego wizji na przyszłość,
- to NIE było to,
- NIE ma o czym mówić,
- decyzja jest ostateczna.
Do tego NIE wyjeżdża za granicę (a to było moje największe marzenie) i już NIE pali papierosów (zatem związek ze mną był bardziej stresujący niż zerwanie...)
Po prostu NIE ma złudzeń i NIE ma nadziei...
Chciałam opisać naszą historię, ale nie potrafię. Pokazałam tylko swoje rozczarowanie, ból i smutek. I faktycznie może to wyglądać tak jak wiele osób to odbiera - z mojego bliskiego otoczenia czy z cyberprzestrzeni... ale chciałabym się obronić i powiedzieć, że troszczyliśmy się o siebie oboje, ja dostawałam długi masaż przed snem, po ciężkim dniu pracy, w zamian rano parzyłam kawę. Wszyscy z mojej rodziny byli zaskoczeni, bo on z kimkolwiek rozmawiał, podkreślał ile dla niego znaczę. To nie było tak, że zachowywał się jak zimny drań, a ja przymykałam na to oko.Nie.Było wspaniale i tym większe moje zaskoczenie (a jednak nie do końca wspaniale, skoro jest jak jest).Za pierwsze zarobione za granicą pieniądze chciał kupić mi samochód. Choć ja nie chciałam o tym słyszeć, on nalegał.Ma wyjechać w styczniu, oby plany się nie zmieniły, bo nie chcę go widywać...
Ale faktycznie, rzucając okiem na ebooka "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy", mogę utożsamić się z "mamusią". To był błąd...
Napisane 10. września po jednej z kłótni:
"Kocham Cię kochana moja S. jedyna najwspanialsza!:* jesteś sensem mego życia skarbie. Żal mi siebie, że taki głupi byłem naprawdę :-( taką miłość mieć i jej nie szanować :-( źle mi z tym jak pomyślę. Po stokroć będę się starał wszystko Tobie wynagrodzić skarbusiu mój :* bo naprawdę zawaliłem:-( brakowało mi wiedzy :-/ jesteś najwspanialszą osobą, którą kiedykolwiek poznałem w życiu :-* Twój olśniewający wdzięk odzwierciedla Twoją boską duszyczkę:-* dajesz mi wiarę na lepsze jutro, wszystko co dotychczas osiągnąłem jest dzięki Tobie i Twojemu serduszku przepełnionemu miłością :) jestem dumny z siebie, że mam tak wspaniałą boskiego pochodzenia osobę.Wszystko zawdzięczam Tobie S. moja kochana.WSZYSTKO. Uczucie jakim Cię darzę, nasza MIŁOŚĆ jest nie do opisania w słowach. Mogę tylko powiedzieć, że Cię kocham i wielbię całym sercem kwiatuniu mój najśliczniejszy :* Choć czasem nawalam, chcę to naprawić z całych sił.Marzy mi się cudna rodzinka w naszym domku, bujam tak i bujam..."
Dostajesz miłość i dajesz miłość.Bez węszenia podstępu... a tu taki klocek ;)
Ostatni raz chcę pisać dziś o tym.
Jutro budzę się jako Dziecko Szczęścia :-) New Age ;)
Wczorajszy dzień, a raczej ostatnie jego dwie godziny to był piękny pokaz fajerwerków.
Od rana byłam podenerwowana, popołudniu pojechałam do kina, a gdy wróciłam, pierwsze co sprawdziłam to telefon. Wyobrażałam sobie co najmniej kilka wiadomości, jednak komórka nie wykazała żadnej aktywności od tych 9 dni. Bomba z opóźnionym zapłonem tykała cicho, bezszelestnie w tle. Podgląd na galerię 18latki - "Ślicznie wyszłaś :)" znowu mnie rozstroił. Wczoraj świętowalibyśmy 9 miesięcy. PMS osiągnęło swoje apogeum. Napisałam do jego siostry: "Hej, tak między nami, mówi coś K. o mnie? I dobrze mi się zdaje, że już wyhacza nową laskę?" a ona: "Szukał na nk dziewczyny, którą widział na dyskotece i chyba nie znalazł. A czy coś mówił? Ja nic takiego nie słyszałam..." Dzięki. Lont odpalony. Czuję, że na nic mi honor, na nic mi satysfakcja. Będę ją miała tylko wtedy gdy za rękę ze swoją nową miłością minę się z K. ramię w ramię. Ile teraz moja satysfakcja jest warta? Napisałam smsa, że nie wiem czemu ze mną zerwał, że chciałabym znać powody, bo przecież emocje już opadły... chciałabym wiedzieć. "Jak kiedyś sam to pojmę to Ci napiszę". Odpisałam, że nie życzę mu źle, bo i tak wiem, że zło wraca do nas ze zdwojoną siłą, a każda wylana łza objawi się cierpieniem w jego życiu. (hehe ;)) Nie odpisał. Pytam, co mu zrobiłam, że mnie nienawidzi? Że nie chce normalnie popisać. A on inteligentnie: "Nie". Co nie?Bo pytań było kilka... "Nie mam nic do ciebie, nie ma o czym gadać, życzę Ci szczęścia." Odpisałam obszernie, na końcu zaznaczając by z tą nową to nie szukał wspólnych cech świadczących o przeznaczeniu, bo sam widzi, że to strata czasu. I cisza. Bomba wybuchła. Fajerwerki !!!!! Pod każdym z 3 zdjęć dałam upust swoim emocjom. Że jeszcze tydzień temu spał w moim łóżku, a teraz desperacko szuka kogoś na moje miejsce, "na klatę". Że jest taki niewinny, a potrafi mścić się milczeniem, kiedy go nie zdradziłam, nie obraziłam. Tak po prostu.
1) Skarbie jeśli tylko to masz do zaoferowania to strasznie rozczarowujesz. Któż szanujący się może lecieć na goły tors? Sprzedajesz siebie jak .... ;) Nie tędy droga, chcesz być szczęśliwy to wsłuchaj się w serce! Jeszcze tydzień temu spałeś w moim łóżku, a dziś desperacko szukasz kogoś na zastępstwo. Życie pisze sprawiedliwe scenariusze, pamiętaj.
2) Trudno uwierzyć, że ten człowiek o ciepłym spojrzeniu potrafi zdziałać tyle krzywdy. Kto Cię tego nauczył? od kiedy karze się milczeniem kogoś kto chciał dla Ciebie najlepiej? Ani Cię nie zdradziłam, ani nie obraziłam, przyniosłam kawkę do łóżka, dałam kanapeczki do pracy i na tym się skończyło! Taka jest nagroda za miłość? Nawet nie potrafisz powiedzieć " znudziłaś mi się, szukam nowych przygód, nowych dup..." życzę Ci, żebyś w koncu stał się odpowiedzialnym mężczyzną i nie patrzył tylko na mini spódniczki, ale na to, co człowiek ma Ci do zaoferowania po za wyglądem...
3) Wyglądasz na słodkiego, obiecywałeś tak wiele, chyba niedawno było tu moje zdjęcie podpisane "wkrótce żona", hm? Oj pozory mylą... ciekawe ile dziewczyn jeszcze się na to nabierze... baw się skarbie baw, bo uroda ucieka i ... co wtedy Ci zostanie?
4) To nie w moim stylu, tak pisać, ale skoro po tylu wspólnych miesiącach nie zasłużyłam na szczerą rozmowę, to musiałam dać upust swoim żalom tutaj!!!
Wrócił dziś po nocce, usunął komentarze i zablokował ich oglądanie oraz dodawanie.
Ulżyło i to cholernie... Przypomniał mi się ostatni wpis z kawowych. Był tam przepis na "rozstanie z klasą". A co z porzuceniem? Jedno jest pewne: gdy ktoś spalił już nasze mosty, nie ma dla niego zupełnie znaczenia czy obędzie się to z pokazem sztucznych ogni czy nie. Dla nas natomiast może mieć to spore znaczenie. Oczyszczające.
Dawno tak źle nie "bawiłam się" na imprezie. Jeszcze w lokalu, w którym się poznaliśmy. Średnia wieku spada, już nawet dowodu nie wymagają, puszczają "na oko". Żenada. Po północy wpadł jego kumpel. Rozmawiałam wtedy z narzeczonym przyjaciółki. Popatrzył na niego, na mnie, na niego, na mnie i dopiero powiedział "cześć". Niejednoznaczna sytuacja i bardzo dobrze...
Nie chce mi się już iść na kolejne imprezy. Niebawem ostatki... Siedzę w domu. Nie było nawet na kim oka zawiesić. W końcu jako stały bywalec przez 3 lata tylko 1 chłopak mi się podobał, a potem przyszedł on i już szybko się potoczyło...
Ciekawość nie pozwala ominąć jego profilu na nk. Na prawdę chciałabym by zamknął profil, wtedy nie miałabym po co tam zaglądać :( W sobotę dodał tej 18stce komentarz "cudowne foto, nie mogę się poruszyć z zachwytu i podziwu :)", za chwilę wkleił kolejne foto z nagim torsem, przypiął na czole pineskę z jej imieniem. Do wieczora nie skomentowała, więc zmienił swój komentarz pod jej fotą na "cudna focia :)". Focia... hahahah. Rano nadal nie było entuzjazmu z jej strony, więc usunął komentarz, pineskę wcisnął do rogu zdjęcia i zostawił tylko wielokropek.
Rekonstrukcja zdarzeń:
Cieszący się swobodą wyboru nowej dziewczyny K. postanowił zdecydować również o jej imieniu i miejscowości. Imię od zawsze mu się podobało, miał już kiedyś "tak zwaną" dziewczynę, chciał to imię dać również swej córce. Miejscowość wybrał po to, by nasze drogi nie krzyżowały się w parku. I tak oto ukazało mu się kilka stron wyników. Nie poświęcając wiele czasu, wybrał dziewczynę z drugiej strony, z pierwszego rzędu. Szkoła muzyczna do tego! Jak wspaniale... kochał K. bowiem dziewczęce wokale... Napisał wybrance kilka komplementów i tak oto w piątek znalazła się wśród jego niewielu znajomych. Nie chcąc tracić czasu K. intensywnie z nią pisał, nie mógłby przecież znieść ciszy telefonu, nie mogąc komuś napisać "dobranoc", "dzień dobry" i "jak minął dzień" (jego słowa po jednym z kilkudniowych rozstań, po którym znalazł koleżankę do pisania...).
Już nazajutrz chciał obwieścić jej i całemu światu, że stawia na nią, że zdecydował, że ona mnie zastąpi. Wkleił wspomniane foto i pineskę.
Zdawał się krzyczeć:
"Maleńka, odkąd Cię zobaczyłem, siedzisz w mojej głowie. Widzisz ten tors? Jest prawie Twój.. oooooo, a kiedy serce dostaniesz? Miłości tak łatwo nie daję".
Zakończenie już znacie. Podsumowując: tak bardzo dowartościowałam K. że był pewny swej urody i niezwykłości. Myślał, że wystarczy na kogoś spojrzeć i już jest jego. Wyszukał laskę, popisał, dodał foto. Poważnie myślał, że wystarczą 24h by zawrócić komuś w głowie? By wejść w jego życie z butami? Myślał, że ktoś po prostu żyje i czeka na takiego księcia jak on? Że ktoś nie ma swoich miłostek, zauroczeń, doświadczeń?
Wyszukiwarka miłości. Podaj imię, miejscowość, wiek. Cybermiłość pozbawiona romantyzmu...
***edit***
A z drugiej strony pomyślałam, że usunął jej imię i komentarze, bo stwierdził, że takie upublicznianie jest niebezpieczne, że mogę coś jej napisać, opowiedzieć jaki jest, zniechęcić ją do niego...
Gdybym powierzyła się intuicji, nie miałabym dziś spuchniętych powiek.
Ciągle po fakcie dopiero widzę, że jej sygnały nigdy nie są błędne.
Co szepcze mi teraz? "Nie denerwuj się, nie płacz, nie rozmyślaj, nie zamartwiaj się. Żyj bez lęku i obaw. Bądź spokojna, zrelaksowana, odprężona. Nie trać radości z życia, ciesz się nowym dniem." Słyszę to co raz głośniej i co raz częściej. Dlatego do wczoraj nie uroniłam żadnej łzy. Od 7go listopada. Ale wieczorem, wchodząc po raz setny na jego profil ujrzałam w ostatnio dodanych znajomych (a ma ich dopiero 8 z czego 3 siostry, przyjaciela i brata przyjaciela) piękną 18latkę (on ma 22 l., ja 23). Owa dama nie ma w swoich znajomych nikogo z mojej ani jego miejscowości. Ciemnooka, szczupła, pełna życia.
Zazdrość, prymitywna, negatywna, emocja. Wzięła górę, do tego stopnia, że dławiłam się łzami. On o mnie nie myśli, już działa, już szuka.
Sms od przyjaciółki: "Hej skarbie;) masz jakieś plany na jutro? Może wybrałybyśmy się do ******, bo M. idzie na nockę, troszkę byśmy potańcowały :)". Pewnie, że tak, ale jeśli on tam będzie to spadamy gdzie indziej.
Nie chcę się poddać. Nie chcę myśleć, że czasem byłoby lepiej nie istnieć. Nie przychodzą mi do głowy myśli by dodać gazu przed zakrętem. Moja intuicja wygrywa. Jest niczym szczepionka anty-autodestrukcyjna. Przeciwciała dotarły krwiobiegiem do każdej komórki ciała. Tylko czasem są chwile słabości... i na pewno moja poduszka wsiąknie jeszcze litry łez...
Nie mogę zmóc się do napisania naszej historii od początku do końca. Z każdym zapisanym słowem zaczynam zauważać, że już wtedy było coś nie tak. Że już wtedy były pewne sygnały. A potem przypominam sobie jego cudowne smsy na kilkadziesiąt linijek, a każda następna uwielbiała mnie i wynosiła do rangi ideału, bogini, tej naj, naj, naj...
Sama to znam, bo kiedyś ja zakończyłam dwuletni związek i guzik mnie obchodziło co ta osoba czuje. Ja nie chciałam być dalej z tym człowiekiem. Bo nie. I na to nie ma rady! Ale byłoby mi lepiej na sercu, gdybym wiedziała, że to coś dla niego znaczyło :(
Wertuję różne fora. Jedni piszą, że chłopak się odezwał, prosił o wybaczenie, inni piszą, że mija rok, dwa a nadal nie mogą zapomnieć. Dzielę autorów na szczęściarzy i pechowców. I czytam też wpisy facetów. Jeśli nie kochają to nawet nie tęsknią! Jeśli mieli wszystko na tacy, to nie doceniali!
Nasza rozmowa:
- Najbardziej boli mnie to, że po rozstaniu z M. miałeś wielkiego doła, czułeś ból w klatce piersiowej, serce waliło Ci jak młot. Że mimo tylu krzywd chciałeś się pogodzić. Ona Cię zdradzała, mówiła, że nie kocha, miała dziecko, brak rozwodu, byłych zapisywała w zeszyciku, Ty byłeś 37. A po naszym ostatnim zerwaniu milczałeś 6 dni, nie chciałeś się spotkać, planowałeś zmianę pracy, zapisałeś się na kurs, przeszedłeś na wegetarianizm. Miałeś powera...
- Po ostatnim związku powiedziałem sobie, że nie będę już za nikim tak świrował jak za nią.
- Ale jak można nie walczyć o miłość? Przecież mówiłeś, że nikogo nie kochałeś tak jak mnie, że tyle nas łączy, że jestem Twoim sensem życia ?
- ...
Wniosek: faceci wolą kobiety, które nie zalewają ich miłością, dobrocią, troską, wyrozumiałością. Które mimo, że mają mężczyznę u boku, nie przestają rozglądać się za innymi facetami, chcą się im podobać. Dobroć nie popłaca.
Nie mam już łez, nawet nie chce mi się w ogóle płakać.
"Nikt nie będzie mówił mi jak mam żyć,
bo nikt za mnie nie umrze."
Rozstrojona, podeptana, skopana, zmasakrowana dusza.
Miłość jest cudownym uczuciem, więc ryzykujemy, kochamy szaleńczo, bez zwracania uwagi na konsekwencje. A któż inny może doprowadzić nas do takiego stanu niż ktoś kogo kochamy?
Ja nie wiem czy ten związek był skazany na porażkę czy to jakaś pomyłka, że po dziewięciu miesiącach bycia razem, wspólnych planów, nagle powiedział "Koniec"? Czy we mnie tkwi jakiś problem czy w nim? Jeśli wina leży pośrodku to kto czym zawinił?
Chce mi się krzyczeć, płakać, tupać nogami.
Jak mógł mi to zrobić?
Wyłączam komórkę lecz co parę godzin włączam ją by usłyszeć zbawienny dźwięk smsa "you are my baby love..." i nic.
Zaglądam na nk. Mojego zdjęcia już nie ma, a z nim podpisu: "Moja najśliczniejsza,najcudowniejsza i najsłodsza dziewczyna :*:*:* (wkrótce żona) :P:D"
Czy człowiek który tak pisze, zrywa z pełną świadomością za 2 tygodnie ? :(
W zamian pojawiają się nowe fotki. Nagi tors z moim łańcuszkiem (bez wisiorka z pierwszą literą imienia). Zdaje się wołać "męska dziwka szuka damskiej dziwki". Ten tors nie jest już dla Ciebie, teraz niech tuli się w niego inna...
Katusze... drażniące milczenie, wizerunek playa, znieczulica.
Tylko chciałoby się tak bardzo, żeby czasem pomyślał o mnie i zrozumiał jaką głupotę uczynił :(
Bo dałam z siebie tak wiele, kochałam, tolerowałam, akceptowałam, wspierałam, nie chcąc nic za to.


