Czasami jeszcze łapię się na myśleniu w liczbie mnogiej. Jadę samochodem, mijam mnóstwo pięknych domków, jedne już urządzone, drugie w stanie surowym i myślę sobie jeszcze niekiedy, że MY też mamy się budować, po czym uświadamiam sobie, że to już przeszłość, a wszystko, co miało być jutrem, nie zrealizuje się nigdy. Tysiące razy definiowane marzenia, miały być wspólne poranki w naszym domu, rodzina, miłość... Słowa wypowiedziane, wyryte w czymś tam, w materii, w gwiazdach, puszczone w eter. I co z nimi teraz się dzieje ? Pękają jak bańki mydlane przebite ostrzem igły. Strasznie głupie to uczucie, kiedy zapominam się tak jak dziś i kiedy muszę sprowadzić siebie na ziemię, otworzyć oczy. Że to już nie z nim, nie tak, nie tam i nie wtedy. Przed chwilą weszłam w jego galerię z konta fikcyjnego. 4 miesiące od rozstania. Boże, jaki to dla mnie obcy człowiek. Na ile go poznałam ? Kim jest, a kim chce być ? Myślę, że jest prostym, prymitywnym samcem, choć tak długo bronił się przed tym. Chciał być wartościowym człowiekiem z bogatą duszą... Przegrał sam z sobą, nie potrafiąc dłużej udawać kogoś kim chciał być.
http://ppaattiinnaa.wrzuta.pl/audio/57PBv0YizJy/oh_laura_-_release_me
Autor:
Inka


1 komentarze:
Mam podobnie, to straszne uczucie, gdy sama siebie muszę sprowadzać na ziemię :(
Jednak myślę, że minie to nam kiedyś, jak ulożymy sobie życie z nowymi facetami :)
violet
Prześlij komentarz