"Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie,
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie."
Czesław Miłosz

Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Co raz lepiej rozumiem sens słów, że życie zmienia człowieka. Nie można być wiecznie takim samym, nie zmieniać zdania i podejścia do różnych spraw. Nie ma nic stałego. Dzięki temu mamy rozwój :) Ja, dziewczynka z bajki o Kopciuszku, miałam swoje 5 minut, ale gdy zegar wybił północ, czar prysł, zrzucając mnie z wysoka na twardy, zakurzony bruk. W zasadzie śmiało mogę powiedzieć, że miałam to, co sobie wyśniłam. Po 3 latach samotności zjawił się mój książę. Pamiętam, jak znajomi wcześniej klepali się w czoło, mówiąc, że jak będę miała takie wymagania, to nikogo nie znajdę. A ja nic z tego sobie nie robiłam. Czekałam cierpliwie, bo czułam, że gdzieś tam jest :) Gdybym dała zmanipulować się otoczeniu, które próbowało mnie sprowadzać na ziemię, już dawno byłabym żoną i matką, idąc na łatwiznę, ale przecząc swemu wyobrażeniu szczęścia i idealnego partnera. Wolę być sama niż godzić się na związek z kimkolwiek, byle w związku po prostu być. Nie jestem z tych co myślą: raz się żyje, może jakoś to będzie. A później ranią odejściem, bo "Próbowałam, ale nie wyszło". Jak nie czuję jakiejkolwiek chemii to nie ma, po prostu nie i koniec, szkoda Twojego czasu. Wolę na starcie sprawić komuś chwilową przykrość niż gdyby miał się zaangażować.

Wracając do upadku na zakurzony bruk :) Cóż, trzeba się podnieść, otrzepać sukieneczkę i żyć dalej... Chyba już na innym poziomie. Z większym poczuciem realizmu, z przytłumionym romantyzmem i przygaszoną spontanicznością. I niestety, z oczekiwaniami wobec drugiej osoby...
Ja wiem, stan zakochania jest cudowny, chce się żyć, ma się przyjazny stosunek do ludzi, a złośliwość rzeczy martwych wcale nie doprowadza nas do irytacji. To jest fajne. Ale trzeba chyba do miłości podchodzić troszkę mniej emocjonalnie (o ironio!). Trzeba zapanować nad tym początkowym huraoptymizmem i fascynacją, często przybierającą kosmiczne rozmiary. Nie ma co się oszukiwać, gdy na samym początku już coś zgrzyta. Do tej pory nie miałam większych wymagań wobec partnera. Oczywiście musiał mieścić się w granicach 'mojego typu mężczyzny' czyli wysoki, wysportowany, męski. Choć nigdy nie wiem czym mnie życie jeszcze zaskoczy, może moją miłością życia okaże się całkowite przeciwieństwo powyższego Pana Idealnego.

Krzysztof dostał na dzień dobry 10 punktów w skali Apgar :) Choć za krzywe nogi i wytrzeszczone oczy można by było troszkę odjąć :P I w sumie miał wiele wad, które jakoś znosiłam. A czemu to ? Bo byłam spragniona miłości, chciałam kochać bezgranicznie i chyba mi się to udało. Akceptowałam, wspierałam, dowartościowywałam, mobilizowałam, dopingowałam, umacniałam w poglądach, pozwalając by ranił mnie słowami i czynami, doprowadzając wielokrotnie do łez. Pokazałam jak kochać. Myślę, że sam chciałby obdarzyć kogoś takim uczuciem jakim ja jego obdarzyłam. Pisał to nawet siostrze, że jest pełen podziwu dla mnie, że nikt nigdy go tak nie kochał. Ale Krzyś nie zdoła tak nikogo pokochać. Jestem tego pewna, jak niczego innego. Nie ujmując mu: nie ten poziom wtajemniczenia. On myśli jeszcze innymi kategoriami. Ma dokładne wyobrażenie jaka powinna być idealna długość włosów, na którą stronę zaczesana grzywka, jak krótka spódnica i jak głęboki dekolt. W momencie gdy dziewczyna któregoś dnia ubierze się lub uczesze po swojemu - Krzyś na każdym kroku pokazuje nieświadomie swoje niezadowolenie. Nie ma możliwości przecież, by jego partnerka zawsze wyglądała idealnie. Są takie momenty, że jest to niemożliwe. Przemęczenie, choroba, miesiączka, czy choćby poranek :)
A może ja się teraz mylę. Może on kiedyś zmądrzeje, dojrzeje. No cóż, nie przekreślam go, bo przecież na początku napisałam, że zmiany są częścią naszego życia i że nic nie trwa wiecznie. Może właśnie okaże się, że ten Krzyś, który szuka swojego ideału zwiąże się z całkowitym przeciwieństwem swoich marzeń i może będzie nawet szczęśliwszy niż z kimkolwiek innym.

Bardzo bym chciała znów się zakochać. Ale tym razem opakowanie mnie nie zwiedzie. Mężczyzna musi być zaradny i tego chyba najbardziej teraz szukam. Nie mogę być opiekunką, mamusią i osobistym psychologiem. Facet musi radzić sobie sam. Nie może mieć problemów ze sobą. Nie może być rozchwiany emocjonalnie i niezdecydowany. Nie może iść przez życie na paluszkach. Musi mocno stąpać po ziemi. Musi być błyskotliwy. Musi mieć jasne cele. Tak, mój mężczyzna nie może mieć takich wad jak Krzysiek i musi mieć takie zalety, jakich Krzysiek nie miał. Brzmi jak koncert życzeń, jak lista warunków rozkapryszonej dziewuchy. Zaręczam, że w miłości daję z siebie wszystko, staram się jak mogę. Ale miłość to nie tylko dawanie. Dlatego też od teraz, bez mrugnięcia okiem, zamierzam brać.

Jednocześnie oświadczam, że powyższy tekst może stracić swą moc prawną :) w momencie gdy na swej drodze spotkam faceta o którym pomyślę: "Tego człowieka warto k o c h a ć".

4 komentarze:

HEJ S,
Wciąż tu jestem i wciąż wczytuje się w Twoje wypowiedzi, co raz to bardziej zaczynam dostrzegać różne podobieństwa sytuacji. I co raz bardziej zaczyna mnie to niepokoić, to co się dzieje, tego czego nie potrafiłyśmy zauważyć jakiś czas temu.
Spróbuje zobrazować Ci kilka przykładów ;)
Zauważam to czego nie chciałam widzieć do tej pory. Przedstawiałam sobie wszystko na własny sposób, taki jakim chciałabym żeby było ... A niestety życia chyba po raz kolejny mnie zaskoczyło...

Po rozstaniu z moim ex (teraz obecnym) bylam tak spragniona miłości, czegos nowego, kogos nowego IDEALNEGO, że porwałam się na niezłe ciacho. Niestety poza wyglądem nie miał w sobie żadnych innych wartości. Zranił mnie... o tym jaki był naprawde uswiadomiłam sobie już PO
czekalam na kolejną szanse... czekalam....czekalm... i jeszcze raz czekałam, az w koncu poznałam R, nie trwało to długo, ale warto wyciagnac z tego wnioski... po raz kolejny to nie był ten, nawet nie miescil się w 50% w moim ideale. Mam na mysli cechy charakteru, które w mezczyznie podobaja mi się najbardziej.
W Ł (obecnym) dostrzegałam straszne wady, które teraz dla mnie sa jego atutami. Dziwne?
Wciąż szukalam i szukalam, w koncu na horyzoncie pojawil się mezczynza, bardzo inteligentny ah oh i eh, bez wygladu modela, ale to nie było wazne... spotkalam się z nim kilka razy, az w koncu kolezanka uswiadomila mi, ze wciąż szukam odpowiednika mojego Ł. Albo jego całkowite przeciwienstwo, które własnie nie miescie się nawet w 50% mojego wysnionego ksiecia.
Nigdy nie zmniejszyłam swoich wymagan, ale za kazdym razem trafialam na dupka!! Co wiec było nie tak?
Może warto zmienic, a nie zmniejszyć ?!!!!!

Poza tym... smutne to, co napisalas o przyjazni... jakie to wszystko ironiczne... Bylam najlepsza kolezanka, przyjaciolka na dobre i na zle, własnie byłam nawet osobistym psychologiem, wysluchiwalam po kilka razy to samo. Nigdy się z tym nie zgadzalam tak wiec nigdy nie przytakiwałam tylko mowilam, co uwazalam za stosowne. Często matkowałam!! Ale nie mogę sobie nic zarzucić, wrecz odwrotnie, z powagą i pewnością soebie mogę napisać, ze daleko by szukać takiej koleżanki jaką byłam/jestem dla tego kogoś... Nie raz mnie ostrzegano, ze jeszcze się przejade. I z dnia na dzien zaczynam dostrzegać , ze slowo przyjaciel jest zbyt mocnym określeniem! Dzis jestem zawiedziona postawa tej osoby wiec nie będę się rozpisywac, bo moglabym napisac za duzo.

Co więcej... ostatnio zaczynam zauważać rzeczy naprawde ważnę. W koncu i chyba na dobre wiem czego chce i co sprawia mi przyjemność. Nareszcie ! Długo by się rozpisywać... może znajde kiedys chwilke i skrobne cos wiecej, dzis co prawda nie mam weny, ale chcialam dać o sobie znać...

Przepraszam, ze tak pisze o sobie, ale na Twoim blogu czuje się znacznie swobodniej niż na swoim, nie wiem dlaczego? !

Trzymaj się S, śledzę Cię :))

Anonimowy pisze... 10 marca 2010 22:56  

Witam od pewnego czasu obserwuje twojego bloga i z zaciekawieniem czytam, może, dlatego, że sama przeżywam to, co Ty. W piątek mija miesiąc od naszego rozstania. Byliśmy razem od 1,5 roku miłość od pierwszego wejrzenia, był przy mnie, kiedy walczyłam ze śmiercią wspierał mnie mogłam na nim polegać mieszkaliśmy potem razem był dla mnie wszystkim, w pewnym momęcie zaczął się odsuwać ode mnie aż napisał mi sms będąc w pracy ‘ja odchodzę’, zabrał rzeczy, nie wyjaśnił nic…
Mija miesiąc ja kocham go nadal jest we mnie, chociaż fizycznie nie ma go przy mnie. Pierwszy tydzień piłam, paliłam imprezowała aż zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu, bo nie ucieknę przed tym.
Kolejne 2 tygodnie codziennie czekałam na niego nasłuchiwałam każdego samochodu telefonu czekałam do ostatniego piątku. W tedy postanowiłam sobie, że więcej czekać nie będę nie jest tego wart, to jego strata.
Mam przyjaciół, mam marzenia, mam swoje plany, cele, sprawy, nie ma już w moim nowym życiu miejsca dla niego.
Zgadzam się z Twoimi słowami, że co Cię nie zabije to Cie wzmocni i że życie nas zmienia doświadcza i uczy.
Musiałam walczyć już o życie o szczęście i o miłość i teraz już wiem, że jestem niezniszczalna
Wyniosłam wiele z tego związku nie żałuje żadnej chwili pamiętam wszystko i chce pamiętać, krzywdził mnie obrażał często płakałam przez niego, teraz nie płacze w ogóle wypaliłam się na uczucia po prostu żyję, bo nie wiesz, w której chwili będziesz musiała się ‘wynieść’ z tego życia.
Mój sposób na przetrwanie? –Zaakceptowanie obecnego stanu, zrozumienie sensu tego, co się stało wyniesienie z tego związku jakiś hymn ‘porad’ na przyszłość postawienie sobie nowych celów i dążenie do ich realizacji, zabijanie czasu, robienie tego, czego nie robiło się będąc w związku tego, na co nie było czasu, cieszenie się każdą chwilą, bo w życiu tylko one są piękne.
I żaden facet nie jest wart ani jednej naszej łzy, no chyba, że są to łzy szczęścia;)
Powodzenia!
PS. przepraszam za spam, lubię pisać;)

Anonimowy pisze... 13 marca 2010 00:09  

Jesli istnieje pokrwieństwo myśli to chyba je mamy :) czuje, mysle, uwazam dokladnie to samo!
Ba, wrecz w niedalekich odstepach czasowych dochodzimy do takich samych wniosków.

Pozdrawiam
Ula :)

Pringles cieszmy się lepiej, że w końcu zauważyłyśmy to, czego nie zauważałyśmy do tej pory ;) To przecież jest duży sukces!
A co do nieudanych związków, widzę, że próbowałaś chyba każdej konfiguracji - ciacho, ale bez walorów intelektualnych, potem inteligent bez wyglądu modela i w końcu ON - mniemam, że osobowość i urok osobisty są tu wypośrodkowane :) Ja też już miałam dwie pierwsze konfiguracje, czas teraz na tego właściwego. Zgadzam się z tym co napisałaś, że trzeba może zmienić swoje wymagania, zamiast obniżać... Bardzo mądre! Bo najtrafniejsze mądrości rodzą się z doświadczenia.

"Co więcej... ostatnio zaczynam zauważać rzeczy naprawde ważne. W koncu i chyba na dobre wiem czego chce i co sprawia mi przyjemność. Nareszcie ! Długo by się rozpisywać... może znajde kiedys chwilke i skrobne cos wiecej, dzis co prawda nie mam weny, ale chcialam dać o sobie znać..."

Być szczęsliwym z sobą przede wszystkim, to jest sens isntienia... chętnie poczytam Twoje przemyślenia na ten temat, jeśli tylko będziesz miała chwilkę, napisz znowu :) Na prawdę nie widzę powodu byś przepraszała mnie za 'pisanie o sobie' ;) po to mam włączoną opcję komentarzy, by każdy mógł dodać coś od siebie, bez ograniczeń! :)
______________________________________
Do Anonimowej - czytając Twoją wypowiedź miałam ciarki na całym ciele. Współczuję, że los nie oszczędził Cię, stawiając na granicy życia i śmierci, do tego nie wynagradzając Ci tego trwałym, szczęśliwym i niezniszczalnym związkiem. Dziękuję za Twój komentarz i powyższy, w ogóle dziękuję za wszelkie komentarze, które tu wpisujecie, ponieważ bardzo wiele mogę z nich wyciągnąć. Nie czuję się sama w tym wszystkim, czytam Wasze przypadki i myślę sobie, że przeżywacie rozstanie tak samo ciężko, a każda z Was na swój sposób radzi sobie co raz lepiej, wyciągając głębokie nauki z tych przykrych doświadczeń.

________________________________
Ula, cieszę się, że jesteśmy tak podobne :)
Widocznie tak bywa, że pewna część osób idzie tą samą ścieżką w życiu i dociera do dokładnie tych samych prawd... :) Pozdrawiam :*

Prześlij komentarz

W paru słowach


Kreatorka swojej przyszłości. Marzenia się urzeczywistniają. Obawy też.


"Jeśli czegoś gorąco pragniesz, cały wszechświat działa potajemnie by udało Ci się to osiągnąć..."
Paulo Coelho


Obserwatorzy

Moja lista blogów