Ostatnio piszę rzadko, a wynika to z nawału pracy. Robię po 12 godzin dziennie (5 dni w tygodniu + sobota - ok 9 h) , potem szybko biegnę do siostry i Maksia, a gdy wracam - nie zasiadam nawet przed monitorem, bo jestem tak zmęczona. Wstaję o 5:30 i znów kolejny dzień. Do świąt będzie jeszcze takie szybkie tempo, później zamierzam już pracować po 10 h. Sama reguluję sobie czas pracy, a gdy mam duże wydatki, pracuję całymi dniami :) I tak już od ponad dwóch tygodni :)
Od czasu do czasu włączam na stanowisku laptopa, tylko po to, by pośledzić nowe losy mojego Pokemonka i przeczytać bloga panny eM (Biedronki rulezzz). A jak już spędzam tą chwilkę na kompie, to rozglądam się za ofertami wakacji w Hiszpanii. Tak oto pobyt w średniej klasy hotelu kosztuje dużo, dużo więcej niż wynajęcie na własną rękę apartamentu w pierwszej linii od plaży. Widok na morze za free. Już w tamtym roku przymierzałam się do wynajęcia domku, a w tym chyba się na to skuszę. Tylko jest jeden problem - samolot z Malagi wylatuje o 4 nad ranem (Norwegian ma same takie chore godziny!) i nie wiem kiedy trzeba będzie opuścić mieszkanko... Nie chcę czekać na lotnisku 10 h tylko temu, że nam się 'doba hotelowa' skończyła :)
Już widziałam siebie opaloną na czekoladkę, siedzącą na sofie (którą wklejam poniżej) z laptopem i dodającą nowe foty na nk z pozdrowieniami z wakacji :) hahahhaha. Tak bardzo zamarzyłam zarezerwować śliczny apartament, jednak miły pan z agencji uprzedził mnie, że naprzeciwko (jakieś 3 m od "mojego" apartamentu) buduje się domek, a prace będą trwać od rana do wieczora z przerwą na siestę. Ostrzegał, że będzie dość głośno... Kurde, wiecie co? Hiszpania jest jedynym krajem Europy Zachodniej w którym byłam i w którym od razu zauważyłam ogromne różnice w stosunku do Polski. U nas biura podróży robią wszystko, by sprzedać wakacje. Koloryzują fakty, dodają zdjęcia najładniejszych pokoi, a później okazuje się, że obiekt ma 100 niewyremontowanych pomieszczeń, a to ze zdjęcia akurat jest po remoncie. Bajerują, chwalą, obiecują, zachęcają. Żeby tylko sprzedać...A w Hiszpanii ? Nikt nie każe wspominać o dyskomforcie związanym z budową w najbliższej okolicy. Ale klienta się szanuje. Oni i tak wynajmą ten apartament, ale komuś, kto na własną odpowiedzialność zgodzi się na panujące tam warunki. A ludzie się godzą, bo znalazłam tylko 1 wolny termin i to początkiem czerwca, reszta zarezerwowana. Choć planuję całe dnie spędzać na plaży, jednak dźwięk wiertła i betoniarki mnie zniechęca. Do tego tumany kurzu wpadające do salonu przez otwarte drzwi, ech :) Tym bardziej, że jest wiele równie ciekawych alternatyw.
Jeszcze jedna sprawa. We wtorek po pracy wchodzę na nk by skontrolować sytuację, patrzę, a tu pan K. w rubryce "goście". Godzina 16:37. Dałam na niewidoczny, by sprawdzić czy jestem dalej zablokowana i okazało się, że tak. Co tam, mam go w d... :)
Dziś o 5:30 poranne sprawdzanie nk przy kawie, a tu zaproszenie z wczoraj od 'ślicznych blondynek'. Liczba znajomych: 30, w tym kilka kont fikcyjnych, kilka lasek z mojego miasta, a kilka z jego wsi, do tego była dziewczyna na którą miałam alergię, która mieszka w jeszcze innej wiosce. "Wiek" konta fikcyjnego taki sam jak pana K. Co najmniej podejrzane. Zaproszenia ani nie przyjęłam, ani nie odrzuciłam, po prostu zablokowałam ten profil, w informacji podając argument "bo zupa była za słona".
A oto wspomniane zdjęcia apartamentu o powierzchni 42 m :), do którego wybiorę się za rok, może dwa kiedy już budowa obok będzie ukończona ;)
Autor:
Inka


1 komentarze:
"bo zupa była za słona" hehe, super:) i tak trzymaj moja Droga:) jesteś silna, brawo.
A zdjęcia apartamentu bardzo eleganckie :) z pozdrowieniami,
Violet :)
ps. zaglądam tutaj, nie zapomniałam o Tobie :)
Prześlij komentarz