Jak dobrze wstać skoro świt!!! Cudownie dziś po 5 rano śpiewały ptaki, ach cudownie ! Jedna z piękniejszych melodii natury obok zimnego potoku ślizgającego się po różnokształtnych kamieniach i strzelających na wietrze blaszkach liści.
Mam w końcu TV w pracy, wczoraj czas zleciał niewyobrażalnie szybko. Dzień Dobry TVN, Rozmowy w toku i kilka innych. A mimo to od wczoraj mi jakoś smutno, bo być może niechcący natrafiłam na wieści o K. Nie były mi potrzebne, ale też zdaję sobie sprawę, że brak informacji wcale nie równa się bezczynności w jego życiu. Im mniej o nim wiem, tym bardziej wydaje mi się, że nic nie robi. Denerwuje mnie to, że po 5 miesiącach jeszcze tak mocno mnie ściska w środku, kiedy ktoś poruszy jego temat.
W sobotę pojechałam na zakupy do CH. Pochodziłam kilka godzin po sklepach, a że zapomniałam telefonu, czasu wcale nie liczyłam. W drodze powrotnej zahaczyłam jeszcze o supermarket. Wychodzę ze sklepu, klikam przycisk od centralnego zamka, a auto nawet nie drgnie. Ani nie zapaliły się na sekundę lampy awaryjne, ani nie zareagowały zamki w drzwiach. Gładko wkładam kluczyk do drzwi, ale nie mogę przekręcić w żadną stronę. Czasem działo się tak, że drzwi dało się otworzyć tylko z pilota, za to bagażnik trzeba zamykać ręcznie. Wiedziałam, że nie przekręcałam zamka w bagażniku, zatem zbliżyłam się do tyłu, by tamtędy otworzyć drzwi. Bagażnik zamknięty!! Myślę sobie "No to fajnie..." Dzwonie do taty, by przyjechał z zapasowymi kluczykami, bo mi się jakaś blokada włączyła. Czekam przy aucie z 3 opakowaniami mrożonego ryżu po meksykańsku ułożonymi na dachu i co chwilę naprzemiennie to naciskam pilota, to próbuję otworzyć drzwi kluczykiem. Już chciałam demontować obudowę i sprawdzić czy wszystko dobrze styka, kiedy to popatrzyłam przypadkowo w głąb auta. Ładowarka samochodowa? Dziwne, nie wożę... Patrzę n a tylną kanapę - totalny bałagan, porozrzucane robocze ciuchy. Głęboki wdech. Dobra... Powolutku odchodzę do auta obok... Tak! Tutaj zadziałało otwieranie pilotem do strzału...Wsiadłam do auta i aż łzy poleciały mi ze śmiechu i wstydu ;) Pewnie kiedy ja dobierałam się do cudzego auta, moje, dwa miejsca dalej posłusznie migało awaryjnymi światłami, przy stu kliknięciach na pilota :)
Anonimowy komentarz: "Krzysiek wie co tu wypisujesz i mamy z ciebie niezly polew hahahahah"
A jakim cudem pan K. miałby się dowiedzieć o moim blogu? Nie ma opcji, pozostaje mi sądzić, że to kolejna daremna prowokacja. Tylko dowody byłyby w stanie przekonać mnie, że 'wy'(??) macie rację. Wtedy zupełnie nie wiedziałabym z czego 'macie polew', na jego miejscu nie byłoby mi wesoło, gdybym czytała o sobie tak bolesną prawdę.
Ostatnio piszę rzadko, a wynika to z nawału pracy. Robię po 12 godzin dziennie (5 dni w tygodniu + sobota - ok 9 h) , potem szybko biegnę do siostry i Maksia, a gdy wracam - nie zasiadam nawet przed monitorem, bo jestem tak zmęczona. Wstaję o 5:30 i znów kolejny dzień. Do świąt będzie jeszcze takie szybkie tempo, później zamierzam już pracować po 10 h. Sama reguluję sobie czas pracy, a gdy mam duże wydatki, pracuję całymi dniami :) I tak już od ponad dwóch tygodni :)
Od czasu do czasu włączam na stanowisku laptopa, tylko po to, by pośledzić nowe losy mojego Pokemonka i przeczytać bloga panny eM (Biedronki rulezzz). A jak już spędzam tą chwilkę na kompie, to rozglądam się za ofertami wakacji w Hiszpanii. Tak oto pobyt w średniej klasy hotelu kosztuje dużo, dużo więcej niż wynajęcie na własną rękę apartamentu w pierwszej linii od plaży. Widok na morze za free. Już w tamtym roku przymierzałam się do wynajęcia domku, a w tym chyba się na to skuszę. Tylko jest jeden problem - samolot z Malagi wylatuje o 4 nad ranem (Norwegian ma same takie chore godziny!) i nie wiem kiedy trzeba będzie opuścić mieszkanko... Nie chcę czekać na lotnisku 10 h tylko temu, że nam się 'doba hotelowa' skończyła :)
Już widziałam siebie opaloną na czekoladkę, siedzącą na sofie (którą wklejam poniżej) z laptopem i dodającą nowe foty na nk z pozdrowieniami z wakacji :) hahahhaha. Tak bardzo zamarzyłam zarezerwować śliczny apartament, jednak miły pan z agencji uprzedził mnie, że naprzeciwko (jakieś 3 m od "mojego" apartamentu) buduje się domek, a prace będą trwać od rana do wieczora z przerwą na siestę. Ostrzegał, że będzie dość głośno... Kurde, wiecie co? Hiszpania jest jedynym krajem Europy Zachodniej w którym byłam i w którym od razu zauważyłam ogromne różnice w stosunku do Polski. U nas biura podróży robią wszystko, by sprzedać wakacje. Koloryzują fakty, dodają zdjęcia najładniejszych pokoi, a później okazuje się, że obiekt ma 100 niewyremontowanych pomieszczeń, a to ze zdjęcia akurat jest po remoncie. Bajerują, chwalą, obiecują, zachęcają. Żeby tylko sprzedać...A w Hiszpanii ? Nikt nie każe wspominać o dyskomforcie związanym z budową w najbliższej okolicy. Ale klienta się szanuje. Oni i tak wynajmą ten apartament, ale komuś, kto na własną odpowiedzialność zgodzi się na panujące tam warunki. A ludzie się godzą, bo znalazłam tylko 1 wolny termin i to początkiem czerwca, reszta zarezerwowana. Choć planuję całe dnie spędzać na plaży, jednak dźwięk wiertła i betoniarki mnie zniechęca. Do tego tumany kurzu wpadające do salonu przez otwarte drzwi, ech :) Tym bardziej, że jest wiele równie ciekawych alternatyw.
Jeszcze jedna sprawa. We wtorek po pracy wchodzę na nk by skontrolować sytuację, patrzę, a tu pan K. w rubryce "goście". Godzina 16:37. Dałam na niewidoczny, by sprawdzić czy jestem dalej zablokowana i okazało się, że tak. Co tam, mam go w d... :)
Dziś o 5:30 poranne sprawdzanie nk przy kawie, a tu zaproszenie z wczoraj od 'ślicznych blondynek'. Liczba znajomych: 30, w tym kilka kont fikcyjnych, kilka lasek z mojego miasta, a kilka z jego wsi, do tego była dziewczyna na którą miałam alergię, która mieszka w jeszcze innej wiosce. "Wiek" konta fikcyjnego taki sam jak pana K. Co najmniej podejrzane. Zaproszenia ani nie przyjęłam, ani nie odrzuciłam, po prostu zablokowałam ten profil, w informacji podając argument "bo zupa była za słona".
A oto wspomniane zdjęcia apartamentu o powierzchni 42 m :), do którego wybiorę się za rok, może dwa kiedy już budowa obok będzie ukończona ;)
I've got the power! Wiosna idzie ;) Godzina 9:00, 13 stopni w cieniu :) Straszą, że w niedziele będzie 18 :) Chyba wystawię buźkę na słońce, ale już widzę ile mi piegów przybędzie...
Odebrałam wyniki, morfologia i OB super - podobna jak 3 lata temu, więc to, że jem tak śladowe ilości mięsa, wcale nie wpływa na mój stan zdrowia, anemia na razie mi nie grozi ;) Tylko oczywiście jako perfekcjonistka mam pewne 'ale' do poziomu cukru. Norma jest od 60-105 mg a ja mam 92,7 mg (3 lata temu 90 mg). Czemu tyle, skoro nie jem słodyczy i nie słodzę kawy :( Wprawdzie w owocach jest fruktoza, a w posiłkach węglowodany, no ale 3 lata temu to ja się żywiłam tylko czekoladą, a jakoś miałam mniejsze stężenie :) Do tego, poziom hormonu tarczycy TSH 3 mam 4,0, gdzie norma jest od 0,27 - 4,7 ;( Gdybym miała jeszcze wyższą, wskazywałaby na niedoczynność (wzrost wagi i słaba przemiana materii, a to by się zgadzało, bo choć nie tyję, to chudnę bardzo opornie :P) No na prawdę, jak na zmianę sposobu odżywiania od początku roku, to ja już powinnam mieć z 5 kg mniej. Jednak wszystko mam w normie i mieści się w granicach, więc w sumie nie wiem sama why panikuję ;)
A jeśli chodzi o ten tydzień, to w telegraficznym skrócie:
- Ukradłam w aptece fajną gazetę "Moda na zdrowie", która leżała na stoliku z ulotkami. Dopiero po kilku dniach czytania i zachwycania się "fajna ona", zerknęłam na okładkę, gdzie pisało "Cena: 5 zł". Ups.
- Pierwszy raz widziałam całujących się mężczyzn, nie dość, że w biały dzień, to jeszcze na wsi liczącej kilka tysięcy mieszkańców. Anonimowości to oni chyba tam nie zachowają. Nieprzyjemny to widok, ale co zrobić.
- Postanowiłam wrócić do nauki hiszpańskiego. Na razie tylko postanowiłam, ale przez weekend odkopię wszystkie książki i od poniedziałku nauka! Mózg też trzeba ćwiczyć, a ostatnio się mocno rozleniwił.
- Widziałam na własne oczy idealnego, dojrzałego mężczyznę. Oj... pan grzechu wart :-) Ja bym mu się nie oparła ;-)
Przed 8 idę na badanie krwi, więc nie mogę ani wypić kawy, ani zjeść jabłuszka. W wyniku nudy, natchnęło mnie, by odwiedzić kafeterię. Tam, na którejś z kolejnej stron w kółko drążonych tych samych tematów, natrafiłam na post "Jaki jest mężczyzna lew?". Ktoś pytał o facetów z końca lipca (K. urodził się także pod koniec miesiąca). Otwierałam oczy ze zdziwienia, przytakując kolejnym wypowiedziom, nie pozostawiającym suchej nitki na zodiakalnych lwach! Nie chciałam określać go nawet namiastką tego co tam przeczytałam, jednak fakt faktem, trzeba się z tym zgodzić całkowicie. Proszę bardzo, to jeden z konkretniejszych cytatów:
"Cechy charakteru: skrajny egoizm, nieliczenie się z uczuciami kobiety, nie branie w ogóle pod uwagę tego, czego ona pragnie, brak szacunku dla kobiet (włączając w to kobiety z własnej rodziny), uwielbianie bycia w świetle jupiterów i zmyślania niby prawdziwych historyjek, władczość i na każdym kroku narzucanie kobiecie swojego zdania, tyrania, podstępność, uważanie się za lepszego od innych, niedocenianie niczego, co się dla niego zrobiło, mściwość, okrucieństwo, uważanie, że wszystko po prostu mu się należy, bajerowanie kobiet, niestabilność uczuciowa (to i tak za duże słowo, bo oni nawet nie wiedzą, co to takiego uczucia), brak jakichkolwiek ludzkich uczuć i serca, zero empatii i wrażliwości (poza nadwrażliwością na swoim punkcie), brak skrupułów i oczekiwanie, że będziesz mu w kółko prawić komplementy (fałszywych pochlebców ceni bardziej niż osoby szczere, akceptujące wady i zalety człowieka), usiłowanie przespania się z jak największą liczbą kobiet. Na początku udają bardzo miłych, dobrych i wręcz idealnych facetów, którzy na głowie staną, żeby zamieść pyłek spod nóg ukochanej. Powiedzą wszystko. Ale za chwilę znikną szybciej, niż się pojawili, gdy tylko dostaną, czego chcieli. I już będą polować na nową, naiwną zdobycz."
Na prawdę, jakbym o nim czytała. Długi czas ceniłam jego zalety, wydawał mi się gatunkiem na wymarciu, ale zachowanie podczas rozstania pokazało jego prawdziwe oblicze! Już zapomniałam jaki był "dobry i czuły". Przekreślił wszystkie swoje zalety bezlitosnym zachowaniem. Udowodnił, że odgrywał jakiś teatrzyk, że nie był szczery, że udawał. Na prawdę co raz trudniej przychodzi mi wspomnienie jakiejkolwiek pozytywnej rzeczy ze związku. Albo mam słaba pamięć, albo po prostu zorientowałam się, że było to wielką grą i nie warto pewnych zachowań zaliczać do 'pozytywnych' skoro przecież były fałszywe. Mam gdzieś jego przeprosiny i słowa "Gdybym Cię nie kochał to bym z Tobą nie był". Najwyższy czas, by Krzyś szedł do diabła. Minęły ponad 4 miesiące i zaczyna mi być wstyd, że na moim blogu jeszcze pojawiają się wpisy o nim. W ogóle mi wstyd, że tak po nim rozpaczałam. Gdzież ja miałam oczy ? I jeszcze o jedno mam żal do siebie. Zawsze powtarzałam, ze nie liczą się słowa, a czyny. Dlaczego to, gdy olał mnie na maksa, ja trzymałam się jego pięknych obietnic składanych kilka dni wcześniej, zamiast wyciągać wnioski z jego zachowania ? Chyba tak czasem bywa, bo życie jest przewrotne...
Ps. W poprzednim poście dodałam komentarz do wypowiedzi drogich koleżanek :)
"Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie,
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie."
Czesław Miłosz
Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Co raz lepiej rozumiem sens słów, że życie zmienia człowieka. Nie można być wiecznie takim samym, nie zmieniać zdania i podejścia do różnych spraw. Nie ma nic stałego. Dzięki temu mamy rozwój :) Ja, dziewczynka z bajki o Kopciuszku, miałam swoje 5 minut, ale gdy zegar wybił północ, czar prysł, zrzucając mnie z wysoka na twardy, zakurzony bruk. W zasadzie śmiało mogę powiedzieć, że miałam to, co sobie wyśniłam. Po 3 latach samotności zjawił się mój książę. Pamiętam, jak znajomi wcześniej klepali się w czoło, mówiąc, że jak będę miała takie wymagania, to nikogo nie znajdę. A ja nic z tego sobie nie robiłam. Czekałam cierpliwie, bo czułam, że gdzieś tam jest :) Gdybym dała zmanipulować się otoczeniu, które próbowało mnie sprowadzać na ziemię, już dawno byłabym żoną i matką, idąc na łatwiznę, ale przecząc swemu wyobrażeniu szczęścia i idealnego partnera. Wolę być sama niż godzić się na związek z kimkolwiek, byle w związku po prostu być. Nie jestem z tych co myślą: raz się żyje, może jakoś to będzie. A później ranią odejściem, bo "Próbowałam, ale nie wyszło". Jak nie czuję jakiejkolwiek chemii to nie ma, po prostu nie i koniec, szkoda Twojego czasu. Wolę na starcie sprawić komuś chwilową przykrość niż gdyby miał się zaangażować.
Wracając do upadku na zakurzony bruk :) Cóż, trzeba się podnieść, otrzepać sukieneczkę i żyć dalej... Chyba już na innym poziomie. Z większym poczuciem realizmu, z przytłumionym romantyzmem i przygaszoną spontanicznością. I niestety, z oczekiwaniami wobec drugiej osoby...
Ja wiem, stan zakochania jest cudowny, chce się żyć, ma się przyjazny stosunek do ludzi, a złośliwość rzeczy martwych wcale nie doprowadza nas do irytacji. To jest fajne. Ale trzeba chyba do miłości podchodzić troszkę mniej emocjonalnie (o ironio!). Trzeba zapanować nad tym początkowym huraoptymizmem i fascynacją, często przybierającą kosmiczne rozmiary. Nie ma co się oszukiwać, gdy na samym początku już coś zgrzyta. Do tej pory nie miałam większych wymagań wobec partnera. Oczywiście musiał mieścić się w granicach 'mojego typu mężczyzny' czyli wysoki, wysportowany, męski. Choć nigdy nie wiem czym mnie życie jeszcze zaskoczy, może moją miłością życia okaże się całkowite przeciwieństwo powyższego Pana Idealnego.
Krzysztof dostał na dzień dobry 10 punktów w skali Apgar :) Choć za krzywe nogi i wytrzeszczone oczy można by było troszkę odjąć :P I w sumie miał wiele wad, które jakoś znosiłam. A czemu to ? Bo byłam spragniona miłości, chciałam kochać bezgranicznie i chyba mi się to udało. Akceptowałam, wspierałam, dowartościowywałam, mobilizowałam, dopingowałam, umacniałam w poglądach, pozwalając by ranił mnie słowami i czynami, doprowadzając wielokrotnie do łez. Pokazałam jak kochać. Myślę, że sam chciałby obdarzyć kogoś takim uczuciem jakim ja jego obdarzyłam. Pisał to nawet siostrze, że jest pełen podziwu dla mnie, że nikt nigdy go tak nie kochał. Ale Krzyś nie zdoła tak nikogo pokochać. Jestem tego pewna, jak niczego innego. Nie ujmując mu: nie ten poziom wtajemniczenia. On myśli jeszcze innymi kategoriami. Ma dokładne wyobrażenie jaka powinna być idealna długość włosów, na którą stronę zaczesana grzywka, jak krótka spódnica i jak głęboki dekolt. W momencie gdy dziewczyna któregoś dnia ubierze się lub uczesze po swojemu - Krzyś na każdym kroku pokazuje nieświadomie swoje niezadowolenie. Nie ma możliwości przecież, by jego partnerka zawsze wyglądała idealnie. Są takie momenty, że jest to niemożliwe. Przemęczenie, choroba, miesiączka, czy choćby poranek :)
A może ja się teraz mylę. Może on kiedyś zmądrzeje, dojrzeje. No cóż, nie przekreślam go, bo przecież na początku napisałam, że zmiany są częścią naszego życia i że nic nie trwa wiecznie. Może właśnie okaże się, że ten Krzyś, który szuka swojego ideału zwiąże się z całkowitym przeciwieństwem swoich marzeń i może będzie nawet szczęśliwszy niż z kimkolwiek innym.
Bardzo bym chciała znów się zakochać. Ale tym razem opakowanie mnie nie zwiedzie. Mężczyzna musi być zaradny i tego chyba najbardziej teraz szukam. Nie mogę być opiekunką, mamusią i osobistym psychologiem. Facet musi radzić sobie sam. Nie może mieć problemów ze sobą. Nie może być rozchwiany emocjonalnie i niezdecydowany. Nie może iść przez życie na paluszkach. Musi mocno stąpać po ziemi. Musi być błyskotliwy. Musi mieć jasne cele. Tak, mój mężczyzna nie może mieć takich wad jak Krzysiek i musi mieć takie zalety, jakich Krzysiek nie miał. Brzmi jak koncert życzeń, jak lista warunków rozkapryszonej dziewuchy. Zaręczam, że w miłości daję z siebie wszystko, staram się jak mogę. Ale miłość to nie tylko dawanie. Dlatego też od teraz, bez mrugnięcia okiem, zamierzam brać.
Jednocześnie oświadczam, że powyższy tekst może stracić swą moc prawną :) w momencie gdy na swej drodze spotkam faceta o którym pomyślę: "Tego człowieka warto k o c h a ć".
Ostatnio cierpię na zaburzenia ośrodka przyczynowo - skutkowego. Ot na przykład kilka dni temu o poranku, gdy odśnieżałam auto, weszłam do środka, nie zamknęłam drzwi, za to włączyłam wycieraczkę - spora warstwa śniegu leżąca na przedniej szybie wpadła do auteczka. Cudnie :) Dziś podobnie, tym razem w pracy - pomieszałam kolejność czynności, ale tego nie da się łatwo zobrazować. Może mi przejdzie ;) Tak jak 'dyskoból' a raczej jakiś stan zapalny w mostku. Męczyłam się równy miesiąc, mając wrażenie, że dysk wbił mi się do klatki piersiowej. Bolało, pulsowało, gorało. Nie mogłam zasypiać, obracać się na łóżku, dźwigać. W końcu poszłam po skierowanie do chirurga, a gdy w poradni dostałam termin na 'za 3 tygodnie', wręcz w okamgnieniu mi przeszło. Polska służba zdrowia... Aż prosi się samo, by użyć nadużywanego przeze mnie ostatnio stwierdzenia: żal.pl :) Juuuuuh ;) Płać człowieku składki, ale jak chcesz się leczyć - idź prywatnie, no i znowu płać...A jak nie masz kasy to czekaj na termin i... płacz. No, nie jest tak, nie jest tak ?
Wczoraj zastanawiałam się czy Krzysiek wyśle mi życzenia z okazji urodzin, które mam w kwietniu. Czuję, że nie, bo nie jest ani szarmancki, ani dobrze wychowany, ani pamiętliwy. A jeśli nawet wyśle mi smsa, nie mam zamiaru mu za niego dziękować. W ogóle nie mam zamiaru mu odpisać. Sama też nie wyślę mu życzeń w lipcu. Zdecydowałam tak i zdania nie zmienię, nie złamię się nawet, jeśli on faktycznie pośle mi życzenia. Bo jaki to ma sens ? Utwierdziłoby go to tylko w przekonaniu, że nadal o nim myślę i że jest taki boski. Nie, nie jest. I nie moja w tym rola, by upiększać dzień jego urodzin. Skoro jestem mu obojętna...Natomiast Wojtkowi, o ile nie przeoczę tego dnia, wyślę na pewno smsa. On do tej pory o mnie pamięta.
Mam co raz większą pogardę do tego bezdusznego chama... Nie zachował się jak człowiek na poziomie. Jest totalnym dzieciakiem, nudziarzem i bajerantem. Co ja w nim widziałam ?! Koleś ma problemy z samym sobą, więc nie dziwne, że mu się relacje z innymi ludźmi źle układają. Żenua. Ale się wnerwiłam. I dobrze. Bo najwyższa pora, by nie myśleć o nim z rozrzewnieniem. Od paru tygodni o Krzyśku myślę już tylko źle. Miał taką szansę i ją zaprzepaścił :):):) Cóż... :)
Oh laura - Release Me
I znowu poniedziałek. Dobrze, bo zapowiada się dużo pracy :) Fajnie, bo dziś będzie co oglądać wieczorem w TV, z drugiej strony zaś kiczowo, bo spędzam noce właśnie przed telewizorem, gdy jeszcze niedawno nie miałam wręcz czasu na ulubione programy...Żal.pl. Jaka kiepa! Nawet ktoś kto tak bardzo potrzebował wsparcia, teraz ma mnie w dupie. Mogłam się tego spodziewać, kiedy ja byłam wstrząśnięta rozstaniem, ona zajmowała się swoim związkiem, który i tak się rozpadł. Wówczas pielęgnowanie miłości było dużo ważniejsze niż pocieszanie przyjaciela. Ok. To jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Byłam na każde skinienie, poświęcałam swój czas. Ostatnie tygodnie spędziłam na wspieraniu kogoś, nie otrzymując za to nawet słów "pocałuj mnie w dupę S." Dzięki. Przyjaźń...
Wczoraj musiałam zapłacić zaliczkę za kolonię siostry. Czekałam z nią na plebani wraz z trzema młodymi chłopaczkami. Ksiądz upewnił się, że my w sprawie wyjazdu i wskazał drogę do gabinetu. Pyta mnie:
- Macie karty dziewczyny ?
- Tak, mam kartę siostry, bo ja już na tą kolonię się nie załapię :) - odpowiadam
- A z której Ty jesteś klasy ?
- Rocznik 86 :)
Mogłabym się cieszyć, że wyglądam tak młodo jak moja 12letnia siostra, ale tu raczej chodzi o to, że dzisiejsza młodzież wygląda nad wyraz dojrzale..
Wczoraj byłam na "Alicji w Krainie Czarów". Wychowana na klasyce Disney'a nie przepadam za mało kolorowymi, wręcz mrocznymi obrazami. Nie podobało mi się, z wyjątkiem alegorii do ludzkiego umysłu i mocy podświadomości. Jeszcze wtopa w kasach. Podaję numer rezerwacji (zwykle wyczytują nazwisko podporządkowane numerkowi i czekają na akceptację ze strony klienta), Pani pyta:
- Alicja ...?
- Nie, S. [imię]
Hahahhahahah :):):):):)
Boziu, wczoraj minęły 4 miesiące od rozstania. Dziwne, że w związku czas płynął dużo wolniej... A teraz...Niebawem nie obejrzę się, a będę dłużej sama niż z nim byłam :( i nic kompletnie nie działo się przez te 4 miesiące. Żadnych zmian, żadnych osiągnięć, sukcesów, wzlotów, uśmiechu od losu. Nic... :( Fajne podsumowanie...
Nie widuję jego, ani jego samochodu. Pewnie wieczory spędza u dziewczyny. Nawet nie chcę się denerwować i myśleć o tym. Wiem tylko, że nie potrafi być sam. Jestem więc pewna, że już innej opowiada o planach budowy i ślubie.
Tak bym chciała mieć kogoś...
Mój brat, który wyjechał na 2 tygodnie za granicę, poprosił, bym kupiła marcowy numer jego ulubionego miesięcznika. Nigdy nie miałam w rękach męskich pisemek, oprócz "Entera", "Chipa" i innych fachowych lektur taty. A tu proszę, męska wersja "Świata Kobiety", "Glamour" i "Claudii". Zaczytałam się w to całą sobą, mając wrażenie, jakbym podsłuchiwała męskie rozmówki o seksie, dietach, mięśniach i urodzie. Piszą tam na prawdę ciekawe rzeczy. Chciałabym przytoczyć:
"Facet na łowach"
'Dlaczego tak Cię denerwuje chodzenie z partnerką na zakupy? Dlatego, że Ty polujesz, a one zbierają. Badacze z University Of Michigan odkryli, że nasz sposób robienia zakupów jest w dużej mierze ewolucyjnym spadkiem po naszych przodkach. Facet ma w głowie obraz konkretnego przedmiotu, wchodzi do sklepu po to, żeby go upolować, a po załatwieniu sprawy wychodzi. Kobiety w dawnych czasach zajmowały się głównie zbieractwem, co wymagało dłuższych spacerów po okolicy, dokładniejszego przyglądania sie rzeczom, dotykania ich, sprawdzania ich koloru i faktury (bo niektóre rośliny mogły być trujące). Zabawne jak niewiele się zmieniliśmy.'
Zakres tolerancji:
Jeśli nieatrakcyjny mężczyzna zaprosi kobietę na randkę, aż 86,7% kobiet zgodzi się. Z kolei tylko 49,7% mężczyzn przyjmie zaproszenie od nieatrakcyjnej partnerki. Do łóżka z nieatrakcyjnym partnerem pójdzie 65,3% pań, z kolei na seks z nieatrakcyjną kobietą skusi się tylko 5,4% mężczyzn.
Faceci myślą, że mają wygląd i ciało młodego boga, nie zdając sobie sprawy, że mają po prostu tolerancyjną partnerkę...
Men's Health radzi:
"Gdy nie masz pod ręką termometru, możesz sprawdzić czy gorączkujesz, kierując spojrzenie maksymalnie w bok, bez poruszenia głowy. Jeśli oko Cię zaboli, prawdopodobnie masz 38 stopni lub więcej."
Jakich cech szukają mężczyźni u kobiet:
80% - lojalności i wierności,
78% - inteligencji,
60% - urody,
54% - poczucia humoru,
50% - zrozumienia,
35% - opiekuńczości.
...i wiele, wiele innych ciekawych tekstów ;) Idę na Dr Housa :) Dobranoc :)
Czasami jeszcze łapię się na myśleniu w liczbie mnogiej. Jadę samochodem, mijam mnóstwo pięknych domków, jedne już urządzone, drugie w stanie surowym i myślę sobie jeszcze niekiedy, że MY też mamy się budować, po czym uświadamiam sobie, że to już przeszłość, a wszystko, co miało być jutrem, nie zrealizuje się nigdy. Tysiące razy definiowane marzenia, miały być wspólne poranki w naszym domu, rodzina, miłość... Słowa wypowiedziane, wyryte w czymś tam, w materii, w gwiazdach, puszczone w eter. I co z nimi teraz się dzieje ? Pękają jak bańki mydlane przebite ostrzem igły. Strasznie głupie to uczucie, kiedy zapominam się tak jak dziś i kiedy muszę sprowadzić siebie na ziemię, otworzyć oczy. Że to już nie z nim, nie tak, nie tam i nie wtedy. Przed chwilą weszłam w jego galerię z konta fikcyjnego. 4 miesiące od rozstania. Boże, jaki to dla mnie obcy człowiek. Na ile go poznałam ? Kim jest, a kim chce być ? Myślę, że jest prostym, prymitywnym samcem, choć tak długo bronił się przed tym. Chciał być wartościowym człowiekiem z bogatą duszą... Przegrał sam z sobą, nie potrafiąc dłużej udawać kogoś kim chciał być.
http://ppaattiinnaa.wrzuta.pl/audio/57PBv0YizJy/oh_laura_-_release_me
Wraz z poprawą samopoczucia, rośnie poczucie własnej wartości, wiara w szczęście, niespodzianki od losu, a tym samym jakieś wygrane :) Dlatego też wczoraj puściłam smsa do Radia Zet, którego jestem wierną słuchaczką. Numer 7223 znam już na pamięć, kiedyś, gdy miałam drugi telefon, co jakiś czas brałam udział w konkursach. Ale przez ostatnie miesiące, gdy brakowało chęci do życia, przestałam też wierzyć w jakiekolwiek prezenty od losu. Niestety nie mnie było dane zgarnąć te wczorajsze 30 000 zł, dlatego dziś, gdy jadąc samochodem usłyszałam o kumulacji w RMF FM, wysłałam wiadomość ze swoim imieniem. 140 000 zł, to jest coś. Tylko jeszcze trzeba odebrać telefon odpowiednim hasłem... Tym będę martwić się później. Wysyłam smsa... 7225 - tak usłyszałam w radiu. Ach, jednak nie jestem nieomylna!:) Wiadomość zwrotna - anonse, bla bla bla... Pomyliłam numery wysyłając na jakiś serwis randkowy czy coś. Sic! W trakcie obsługiwania klienta dzwoni obcy numer - myślę sobie: "Odebrać zdaniem 'RMF FM najlepsza muzyka' czy nie? Hm trochę obciach..."
- Tak słucham ? - pytam pełna niepewności czy tracę właśnie szansę na główną wygraną.
- Dzień dobry... Tu Agnieszka... Czy chciałaby się Pani umawiać z kobietą? - pyta zachrypnięty głos w słuchawce.
- beeep beeeep beeeep - rzuciłam słuchawką.
No nie wytrzymam! Dodatkowo, w czasie gdy rozmawiałam z siostrą przez telefon, ktoś 2x próbował się do mnie dodzwonić, później dostałam jeszcze smsa o treści "Cześć".
Oblana zimnym potem wybrałam numer do Biura Obsługi Abonentów sieci Era.
"Witam, mam nadzieję, że Pani mi pomoże. Chcąc wysłać smsa do radia, wybrałam numer 7225 i od tego momentu jestem atakowana przez obce numery. Ratuuuunkuuuu" :)
Chyba się udało. Nie wiem co z tymi numerami, co do mnie dzwoniły, ale kolejne już nie zobaczą mnie na liście anonsów.
7225 - zapamiętajcie ten numer i nigdy nie wysyłajcie na niego smsów, no chyba, że jesteście głodni nowych przygód, nawet z kobietami :)

