Ostatnio pisałam, że kończę z nienaturalnym dla mnie stanem ducha i wracam do siebie - odczuwania permanentnego, chronicznego szczęścia. Z ulgą ogłaszam, że dziś doszłam do fajnych wniosków. 7 miesięcy opartych na rozpaczaniu, wspominaniu, analizowaniu, zło-życzeniu i zazdrości umknęło mi przez palce, nie wiem kiedy. Natomiast 3 tygodnie harmonii, spokoju duszy, wiary, nadziei i miłości do siebie oraz otoczenia, dały wrażenie, iż czuję, że żyję ! Zatem najważniejsze, by wkroczyć na właściwe tory, nie dać się lękowi i myśleć pozytywnie. K. napisał na nk w 'o sobie', że lubi pokonywać co raz to trudniejsze bariery w życiu. Ja nie znoszę. Zamiast skupiać się na ich pokonywaniu, wolę pracować nad tym, by ich nie było! Nie potrzebuje udowadniać sobie ani innym, że jestem silna, niezniszczalna, boska, sprytna, cwana, ambitna. Zatem pokonywanie barier (hobby pana K.) moją pasją nie jest bynajmniej.
Lada dzień będę miała taki sprzęt foto że u-u-u :) Zaczną się wojaże i trzaskanie fotek :) Tylko dajcie mi słońce... Tak tęsknię za ładną pogodą... Już połowa roku, a Matka Natura nas nie rozpieszcza. Jeszcze niech się zsypie śnieg w październiku i będzie cudownie!
Jak fajnie, znowu wpadłam w rytm imprezowy :) Tak po za tym nie wiem co pisać, wydarzyło się sporo różnych rzeczy, incydentów, sytuacji, które ciężko ogarnąć mi po dość sporej przerwie. Może uda mi się wpaść na nowo w rytm pisania, jeśli jeszcze nie teraz, to na pewno jak się zakocham :)
Autor:
Inka


0 komentarze:
Prześlij komentarz