Czarne chmury odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :) Tak oto nad moim małym światem zaświeciło gorące słońce :) Jeszcze wczoraj pisałam o huśtawce nastrojów. To nie tak, że przed chwilą byłam w mega dole, a dziś tryskam optymizmem. Wczoraj był rollercoaster, dziś jest trampolina, która wystrzeliła mnie w obłoki :):) Nie spadnę już, by po raz kolejny odbić się w górę. Tendencja wznosząca będzie od dziś trwać, dopóki starczy mi sił. Na wszelki wypadek obiecuję leczenie :D - jeśli za parę dni jednak wpadnę w przygnębienie, zacznę poważnie obawiać się, że cierpię na psychozę maniakalno-depresyjną :)
Ot, zaczęło się od paru stron mojej ulubionej książki. Niebawem dostałam telefon - wesoły głos w słuchawce obwieścił mi dobrą nowinę :) Potrzeba mi było jakiejś iskierki nadziei - mój ulubiony stan ducha, kiedy mam i wiarę i nadzieję i miłość. I tak oto trzy cnoty boskie na powrót zagościły w moim sercu :) Nawet dziś pierwszy raz od kilku miesięcy poczułam wdzięczność do losu, że postawił na mojej drodze K. Sama go sobie przyciągnęłam i sama też go odepchnęłam. Bo pozytywny stan ducha nie pozwala zakorzeniać się nienawiści, zazdrości, złości, zawiści.
Życzę wszystkim by byli tak szczęśliwi jak ja dzisiaj. Nie wygrałam na loterii, nie oświadczył mi się żaden Enrique, nie wypiłam alkoholu - po prostu mam wiarę, nadzieję i miłość. Błogo :)

Kurde, 7 miesięcy temu rozstaliśmy się, a ja nie potrafię nadal odciąć się od przeszłości :( Nigdy, przenigdy nie miałam tak długotrwałej załamki. Nigdy nie łamał mnie żaden dół dłużej niż 24 h. Owszem, towarzyszyły mi różne zmartwienia, małe i wielkie, ale nigdy nie zgniatały mnie jak kilkutonowy buldożer. Były sobie gdzieś tam w tle, niczym rzep u psiego ogona. A tymczasem od momentu zerwania czuję się jak wielki, wieeeeelki balon, non-stop napełniany powietrzem. Jego ścianki stają się co raz bardziej napięte, wydawałoby się, do granic możliwości. Kiedyś potrafiłam zdominować swoje życie pozytywami, które napędzały mnie do istnienia, teraz sama dałam się zdominować czarnym myślom. Jest mi ciężko...Tylko czasami mam chwile, gdy wracam "do siebie", napełniona nadziejami na lepsze jutro. Zwykle jest to tylko gra pozorów...
Znowu przyszło mi płakać
za to, że chciałam się śmiać,
tysiąc razy oddawać
to co trafiło się raz.
Makijaż jak zawsze,
by ślady łez zatrzeć
niech nie widzą, że płaczę.
Powieki są po to,
żeby nie patrzeć
jak odchodzisz na zawsze.
Znowu muszę udawać
uśmiech przemycić na twarz,
że to nic, że to tylko taki stan
że ja tak mam.

